Szachty po raz drugi!
To było moje drugie indywidualne spotkanie z tą wodą. Obydwa wyjazdy przyniosły mi zadawalające rezultaty, każdorazowo z wisienką na torcie w postaci innej nie typowej ryby, niż karp. Łowisko jakże bardzo ciekawego, na pewno na stałe zamieści miejsce w moim rocznym karpiowym kalendarzu.
Po udanej marcowej zasiadce, postanowiłem ponownie usiąść, tym razem w maju. Padło na stanowisko nr.1! Stanowisko ciekawe, bardzo urozmaicone, jeżeli chodzi o dno. Mamy dostęp do głębokiej wody (5,2m), do wody płytkiej, mamy drzewo w wodzie, miejscami sporo roślinności. Jest sporo miejscówek, gdzie można postawić zestaw, naprawdę jest w czym wybierać. Jedyna minusem i to dużym minusem tego stanowiska to duży hałas od ulicy Głogowskiej. Samochody praktycznie jeżdżą na okrągło z mało przerwą między północą a 3 rano. No ale jak to najczęściej bywa w życiu, zawsze trzeba iść na jakiś kompromis. Więc wybrałem hałas ale też stanowisko, które często nagradza rybami!
Pierwszą dobę zacząłem słabo ale za to z pięknym rodzynkiem w tle a mam tu na myśli pięknego szczupaka, który uderzył w kulki prawdopodobnie przy podnoszeniu kija. Hak, tkwił centralnie w pysku, także przypon po wyciągnięciu ryby nadawał się tylko do wyrzucenia. Szczupak mierzył dokładnie 102cm i ważył 8,6kg. Pamiętam, że pojechałem tam w innym celu ale walki tej rybie to na pewno nie można odmówić! Holowałem ją dobre 15 minut z kilkoma odjazdami na 15-20m, także uwierzcie mi było co robić…tym bardziej, że na końcu trzeba ją jeszcze samemu podebrać.
Podczas sondowania miejscówek, znalazłem fajne wypłycenie, wyjście z głębokiej wody na stosunkowo mały blat o głębokości 2,5m, które od początku wydawało mi się niezłą miejscówką. Niestety w pierwszą dobę nie miałem stamtąd brań. Nie miałem ale w końcu to się zmieniło! W zasadzie właśnie ten szczupak odczarował moje stanowisko na które najbardziej od samego początku liczyłem. I nie pomyliłem się! Po szczupaku z tego samego miejsca do północy wyciągnąłem 2 piękne ryby. Miejsce te do końca zasiadki cały czas łowiło.
Tego ostatniego karpia niestety z tym złamanym żebrem, udało mi się złowić ponownie po 1,5 doby siedzenia i uwierzcie mi z tego samego miejsca a zestawy woziłem w punkt. Walczył w niedzielę rano równie zaciekle co w piątek po południu i po mocno pokłutym pysku widać, że niesamowicie często żeruję.
Po spokojnym już wieczorze, kolejnego brania doczekałem się już w błogim śnie a była to godzina 2.20. Dźwięk centralki oznajmił mi, że jest robota do zrobienia! Kilka sekund i byłem już przy kiju. Po zacięciu wiedziałem, że kolejny raz mam do czynienia z waleczną ryba. Jak się później okazało był to lampas, krępej budowy ciała – rybka dała mi niezłą nocną lekcję holu!
Kulminacja brań nastąpiła w sobotę o godzinie 10.00 i do końca zasiadki, czyli ostatnią dobę miałem 8 brań z czego 4, jeden po drugim wyciągnąłem pełnołuskie torpedy. Wszystkie wyglądały jak od jednej matki, wagę miały różną o 2 kg.
W sumie przez 2,5 doby wyciągnąłem 14 karpi o łącznej wadze 121,5kg. Najważniejsze w tym wszystkim było to, że mimo roślinności, licznych dołków, górek, 100% brań miałem wykorzystane!
Na marcowej zasiadce, użyłem wiele różnych kulek z czego 90% brań, miałem na kulkę o nazwie „kaligula” firmy INVADER, dlatego tym razem bez zastanowienia również postawiłem na wszystkie 3 kije to samo z małą jednak różnicą. Zrobiło się dużo cieplej więc wszystkie kulki tonące podpiąłem pop-up o nazwie „attyla”. Jak widać, taki łamaniec mocno przypadł rybom do gustu.