Szachty – Dorwać “konia”.
Łowisko Szachty, wiele ostatnio się piszę i mówi na ich temat a to, dlatego, że łowisko zaczęło owocnie obdarowywać wędkarzy karpiami. Ma to na pewno duży związek z zeszłorocznym zarybieniem, gdzie do zbiornika wpuszczono kilka ton nowych mieszkańców. Ryby jak widać dobrze się zaaklimatyzowały i praktycznie po zejściu lodów zaczęły na dobre współpracować, ciesząc oko naszych aparatów. W takim wypadku nie pozostało Wam nic innego jak tylko ruszać na podboje tego akwenu. Nie zrażajcie się pierwszymi porażkami, woda bywa czasami chimeryczna, ale przy odpowiedniej pracy zapewne wrócicie zadowoleni. A że ryb pływa tam dużo, mój przykład jest tego dowodem.
Jak miałbym opisać minioną zasiadkę w dwóch słowach napisałbym konsekwencja i wytrwałość! Samotna zasiadka, by odniosła zamierzony skutek, wymaga od nas dużego zaangażowania. Wszystkie brania bez jednego miałem w godzinach nocnych, więc trzy nieprzespane nocki musiały w końcu ukazać moje zmęczenie. Takie zasiadki, to nieustanna praca, bez której w większości przypadków nie zobaczymy ryb na macie. Miałem trzy przypadki jednoczesnych brań na dwóch kijach, przy których musiałem mocno się nabiegać, by wszystko ogarnąć. Momentami bywało takie zamieszanie, że przy zimnych nocach (jedną z nich miałem do -3) w jakich przyszło mi wędkować w ogóle nie odczuwałem zimna. Adrenalina zawsze robiła swoje! W pierwszą nockę udało mi się wypracować 2 brania.
Doba minęła a ja konsekwentnie robiłem to, co sobie wcześniej nakreśliłem. Nęciłem dalej w miejscach wcześniej wytypowanych i czekałem na branie. W drugiej dobie miałem kolejne brania, czego skutkiem było 7 ryb na macie – już wtedy wiedziałem, że moja praca przy sondowaniu i wytypowaniu miejsca położenia zestawów przyniesie zamierzony skutek.
Ryby podeszły i zaczęły brać!. W końcu taki był mój cel. Teraz mogłem czekać na brania i cieszyć się wspaniałymi holami. Ryby miałem w moich miejscówkach i do końca mojej zasiadki regularnie je łowiłem. Nic nie zmieniając łowiłem kolejne karpie w dodatku, co raz większe.
Zanęty całościowo (kulek oraz peletu) użyłem łącznie około 4kg. Sypałem luzem oraz w pva – znacznej różnicy między tymi metodami nęcenia w ilości brań nie zauważyłem. Sukces zapewniła mi konsekwencja oraz dbałość o szczegóły. Nie bez znaczenia była również odpowiednia prezentacja przynęty, która moim zdaniem mogła być kluczowa. Do każdej zasiadki staram się zawsze przygotowywać najlepiej jak potrafię. Tylko pełna koncentracja i konsekwencja w tym, co się robi, może zapewnić Wam sukces. Sukces, który każdy może odnieś. Trzeba tylko w to wierzyć i mocno tego chcieć. Kroczek po kroczku i do celu.
Są brania, jest moc i w końcu łowię „konia”… W ostatnią dobę, ostatnią rybę, jaką złowiłem to karp o wadze 20,3kg – idealny przykład wytrwałości i cierpliwości. Jak wierzysz w to, co robisz to sukces zawsze jest tylko kwestią czasu. Najważniejsze byś w to sam uwierzył!
Podsumowując ten wyjazd, znalazłem się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu i potrafiłem to wykorzystać. Bardzo się cieszę, że, był to kolejny wyjazd, w którym wykorzystałem 100% brań. Przez 4 doby złowiłem 17 karpi o łącznej wadzę 243,1kg, co daje nam średnią 14,3kg na rybę, najmniejsza miała 11kg a największa 20,3kg, – czego chcieć więcej? Takie zasiadki nie zdarzają się, na co dzień, więc zamierzam cieszyć się nią jak najdłużej.