Krążno – Ostatnie branie…
To się nazywa zakończyć sezon! Ostatni wyjazd, ostatnie branie i kolejna 20-stka! I to w dodatku, jaka piękna…Lepiej nie mogłem sobie tego wymarzyć…
Nad wodą pojawiliśmy się w czwartek. Cisza, spokój, czyli wszystko to co lubię. Jak okiem sięgnąć wszędzie widać było żerowanie ryb. Bardzo ucieszył mnie ten widok. Między 6, a 8 metrem wszędzie widać było bąblowanie. Zbierały! To było naprawdę widać. Zawsze warto zwracać na ten element szczególna uwagę. Karpie, same dają nam wskazówkę, gdzie powinniśmy ich szukać. Przez lata, doświadczenie nauczyło mnie, że szeroko otwarte oczy, równa się sukces! Warto o tym zawsze pamiętać.
W końcu montujemy zestawy i kije lądują w wytypowanych miejscówkach. Od samego początku mamy branie za braniem. Łącznie z kolega przez kolejne 12h od położenia pierwszego zestawu, dostajemy od losu 8 brań i wszystkie wykorzystujemy. Istne szaleństwo w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ja wypracowuje pięć ryb z których wyróżniłbym pięknego złotego pełnołuskiego! Prześliczna ryba!
O w poł do pierwszej w nocy mamy branie i wyciągamy piękna rybkę. Po tym braniu wszystko się urywa! Jak ręka odjął całkowicie odcinamy się od brań. Ciśnienie nie zmienne, wiatr taki sam, temperatura podobna. Dlaczego? Brania były intensywne, ale niestety tylko przez jedną dobę? Z jednej strony jest to smutne. Chciało by się więcej. Z drugiej jednak strony to czas oczekiwania na „jesiennego konia”. To ten czas, to ta pora, w której należy próbować. Jak nie teraz to kiedy…
Po dobie całkowitego przestoju, mam delikatny odjazd. Łapie kij i od razu czuje dużą moc. Wyrywa mi kij z rąk! Szpula się grzeje. Ryba idzie dnem i przez dłuższa chwile nie chce się pokazać. Byłem przekonany, że na końcu zestawu mam dużego karpia. Do podbieraka podszedł jednak jesiotr. Silna dobra dycha. Dała mi nieźle w kość. Z początku nie ukrywałem rozczarowania, czekałem w końcu na coś innego, ale braku siły tej rybie nie mogę zarzucić. Jest adrenalina i są emocję. Jest dużo emocji, a więc i dużo frajdy. To się liczy:)
Mija półmetek tej zasiadki. Zostały nam jeszcze dwie doby. Dużo i mało! Wszystko zależy od intensywności brań. Siedzimy na brzegu, obserwując cały czas wodę. Wszystko absolutnie zamarło. Ryby przestały się spławiać, przestały również nawet oczkować. Nie wspomnę już o bablowaniu, bo również całkowicie zanikło. Mija kolejna doba i dalej nie możemy doczekać się kolejnego brania. Ba, nie mamy nawet pika!
Kiedy nic się nie dzieje i ryby nie musza konkurować ze sobą, to na scenę wkraczają te większe. To czas, kiedy przed zimą muszą uzupełnić swoje zapasy. Dochodziła godzina 13.00, kiedy usłyszałem dwa piki, a po kolejnej sekundzie już tylko pełna rolę. Spragniony tego dźwięku, tych emocji, złapałem za kij i rozpocząłem holowanie. W między czasie dotarł do nas sąsiad. Pierwsze moje słowa, kolejny jesiotr. Idzie dnem i czuć jego moc! Mijają kolejne minuty. Ręce odmawiają posłuszeństwa, a ryby jak nie widać tak nie widać. Gdybym miał określić ten hol, to zakwalifikowałby go do kategorii ciężkich. Czując napięta sytuacje i trochę nauczony doświadczeniem, nigdzie się nie spieszę. Przy delikatnym wietrze słychać melodyjne granie napiętej jak struna żyłki. Holuje powoli, a rybie daje się wyszaleć. W końcu, dostrzegamy ją! Powoli zaczyna krążyć i co raz częściej pokazywać się na powierzchni. Podbieramy ją! Krzyczę, to lampas! A, znając kilka takich dużych ryb z tej wody, nogi mi się ugięły, ręce zadrżały, a serce mocniej zabiło. Marzyłem o jednym z nich. Pobiegłem po slinga i nie oglądając karpia w podbieraku, szybko zapinam rybę i bezpiecznie przenoszę na kołyskę. Odpinam i oczom nie wierze. To on! Znam tą rybę. Przez swoje umaszczenie jest wyjątkowa. Latem próbowałem ją przechytrzyć. Niestety bez skutku! Wiedziałem gdzie często żeruje, ale nie miałem szczęścia się z nią spotkać. Teraz ta sztuka mi się udaje. To nic, że dopiero w listopadzie. Najważniejsze że się udaje. Cieszę się niezmiernie. Stoję, patrzę i podziwiam. Nie do wiary! Sezon kończę wyjątkowa 20-stką. Mega radość, dużo frajdy! Cieszę się jak dziecko! Ale kto by się nie cieszył? Mamy listopad, kończę sezon, teraz już wiem, dostaje ostatnie branie, a tu taki „gość” na mojej macie. Jednym słowem RADOCHA!!!
Czas pożegnać się z moja ulubiona wodą. Sezon kończę w wyśmienitym nastroju.
W pełni naładowany pozytywna energia zaczynam odliczanie sezonu 2020 .