26,4kg – Pomnik przyrody z Krążna

 

 

 

Letni urlop – to czas na który z utęsknieniem czekam co roku. Po usamodzielnieniu się moich dzieci, to czas, kiedy w pełni, mogę zaplanować go dla siebie. Poświęcam go w pełni mojej pasji, tym bardziej, że w tym wszystkim, towarzyszy mi, moja ukochana żona. Wyłączam się z życia, z pracy, odcinam się w pełni od wszystkiego. Las, jezioro i ta cisza. Tylko ja i moja pasja!

 

Po pierwszej nocy, z samego rana, doczekujemy się pierwszego brania. Uderzenie jest na Gosi kij. Tradycyjnie worek otwiera Gosia😊. Szybki i sprawny hol, następnie podebranie ryby i mamy pierwszego wakacyjnego karpia! Urlop można powiedzieć zaczął się rewelacyjnie! Minuty, a później godziny pierwszego dnia, płynęły nam, co raz szybciej. Centralka, ku naszej radości, co jakiś czas nie dawała o sobie zapomnieć. Tak naprawdę w pierwszy dzień udaje się nam wypracować, aż 7 brań. Cudownie! Lubię takie początki. Takie fakty, utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że to co robię, działa i dobrze wróży na kolejne dni, a jak wiemy nie zawsze jest tak pięknie… Już w pierwszy dzień,  sprawiając nam ogrom satysfakcji,  udaje się wypracować pierwsza duża rybę tej zasiadki. Ryba, która bardzo zaciekle walczyła o swoje, ale też ryba, która od samego początku dała dużą motywacje do dalszej pracy na tej zasiadce.Kto mnie zna, ten wie, że połowę mojej pracy jadąc na zasiadkę wykonuje już w domu. Dla niektórych jak słyszą, wydaje się to bardzo dziwne, ale dla mnie jest to standardowa czynność.  Przegląd najbliższej prognozy pogody, ciśnienia, czy wiatrów. Analiza moich wszystkich zebranych w przeszłości danych, aż w końcu ustalenie końcowej taktyki. Ciągle to powtarzam. Nie ma nic lepszego, niż chłodna analiza w domu. Pamiętajcie, że strategia to jedno, a otwarty umysł na wszelkie bodźce zewnętrzne, które doświadczymy już na miejscu nad wodą, to drugie. W mojej ocenie, oba czynniki są bardzo ważne. Realizując swój plan, mam na uwadze fakt, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Więc by zmienić ustaloną i nakreśloną strategię, muszą wydarzyć się znaczące zmiany nad wodą. Czasami potrzebna jest konsekwencja, a czasami, to prawda, konieczne są zmiany. Na nic nie można się zamykać! Taka jest moja taktyka, którą stosuje od lat. Jest to jeszcze moja przypadłość z wyczynowego spławika. Najważniejsze, by wszystkie istotne aspekty, zawsze zapisać sobie np. w telefonie. To pomoże Wam zawsze na bieżąco realizować, to co sobie nakreśliliście, a w razie potrzeby pozwoli Wam korygować Wasze postępowanie nad wodą. Od pierwszego dnia, plan zacząłem wdrażać w życie. Jeden z ważniejszych elementów, które postanowiłem zrealizować, to jeden kij, bezwzględnie, co by się nie działo, nie zmieniam, tylko cierpliwie czekam. To był jeden z najtrudniejszych, ale jakże ważnych dla mnie,  punktów zaplanowanej strategii. Kiedy namierzam ciekawe miejsce lub znam je z wcześniejszych zasiadek, jednym kijem przez całą zasiadkę je obławiam. Absolutnie wyłączam go z myślenia i zapominam o nim, jako o kiju do jakichkolwiek zmian. Oczywiście regularnie zaglądam do niego, raz po raz, nawet mimo braku brań, donęcając wybraną miejscówkę. I co się okazało? Kolejny raz, moje przeczucie, moja analiza i zaplanowana taktyka mnie nie zawiodła! Na tej zasiadce pierwszego brania na tej wędce, uwaga, doczekałem się po 6 dniach! Zauważcie, ile było we mnie determinacji i przede wszystkim wiary w to, co robię.  Tak, 6 dni czekania i bicia się z myślami, czy na pewno wszystko dobrze zrobiłem. Czy na pewno jest to dobre miejsce i czy z tego miejsca w końcu doczekam się rolki. Przy takiej strategii, potrzebna jest anielska cierpliwość. Tu naprawdę, wiara w to co robisz, góry przenosi. Niestety przy takiej strategii trzeba również brać pod uwagę, porażki. Tak, oczywiście, to też naturalnie się zdarza.W końcu centralka się odezwała… Nie była to żadna imponująca ryba, ale w końcu z tego konkretnego miejsca doczekałem się rolki. Był to ostatni kij, który od początku tej zasiadki nie dał mi żadnego brania. Kolejne ryby z tego miejsca, to już zupełnie inna historia. Pierwsza to ryba, którą miałem przyjemność trzymać do zdjęcia w tym roku na zasiadce czerwcowej. Jest to moja kolejna, duża ryba z mojej kaszubskiej Gigantici!  Przez cały hol, rzucała pyskiem, to na lewo, to na prawo. Doskonale wiedziała co robić, by uwolnić się z haka. Pokłuty pysk, dobrze o tym świadczył. Walczył, dobre 30 minut, raz po raz, uderzając pyskiem w dno, wypuszczając przy tym, sporą ilość drobnych bąbli. Co za godny przeciwnik! Piękna walka💪. Mam go! W końcu, kładę go na matę i podziwiam, całe jego piękno. Nie dowierzam! Piękny, stary wojownik…Kolejnego dnia z tej samej wędki, praktycznie o tej samej porze, nastąpiło, kolejne mocne branie. Szpula gwizdała, aż miło. Podczas holu czułem, że jest to kolejna silna💪 duża ryba. Te tąpnięcia, ta masa, to po prostu czuć na kiju. Ona, tak jak jej poprzedniczka, również nie dawała za wygraną. Pierwszy raz, pokazała się tuż przed podbierakiem, dopiero po kilkudziesięciu minutowej walce w toni. Co wybrałem żyłkę, to ona mi zabrała. Istne przeciąganie siły! Rąk nie czułem! Odjazd za odjazdem, a później ciągłe pompowanie. Przy tak dużej masie doholowanie jej do brzegu, nigdy nie jest łatwe. W końcu zmęczona, długą walką, bezszelestnie wpłynęła do podbieraka. Odetchnąłem. Mam Cię, szepnąłem po cichu. W jednej chwili całe powietrze ze mnie zeszło. Miałem dość, ale patrząc na tego kolejnego wojownika, na tego walecznego, pięknego staruszka, szybko o zmęczeniu zapomniałem. Ten karp na macie zrekompensował mi wszystko! Jeden z najstarszych, jak nie najstarszy mieszkaniec tej kaszubskiej wody. Może i staruszek, ale waleczności i siły, na pewno mu nie brakuje.  Karp senior, który zasługuje na miano Pomnika Przyrody Krążna.Po tej rybie na tym “patyku”, wszystko zamarło. Bajka, nagle się skończyła. Jej zadanie zostało wykonane. Wędka zaplanowana do celów specjalnych, przyniosła zamierzony efekt. To była ostatnia ryba z tej wędki na tej zasiadce!

Mijały kolejne dni, a ryb na macie przybywało. Jak do tej pory, wszystkie rybki wyjeżdżały tylko w dzień. Postanowiłem zmodyfikować na jednym kiju moją taktykę i jak się później okazało, odnotowałem kolejny strzał w 10-tkę! To branie, po zmianie taktyki, było moim pierwszym nocnym braniem na tej zasiadce. Nocny hol, dość nad wyraz spokojny z bezproblemowym podebraniem w ogóle nie oddawał wielkości ryby. Kiedy zaglądnęliśmy w głąb podbieraka, naszym oczom ukazał się piękny grubasek.

Ta ryba, pokazała mi nową drogę na tej zasiadce. Zmiana taktyki nie zawsze się opłaca. Czasami liczy się konsekwencja i cierpliwość, a czasami potrzebna jest korekta miejscówki. Często nie są to łatwe decyzje.  Po tej korekcie w każdej nocy regularnie się coś działo.Była chwila przestoju na wodzie. Sporadyczne brania u mnie i u Gosi. Ewidentnie było widać, że coś przestało działać. Chwyciłem echo do ręki i postanowiłem coś zmienić. Zrobić coś inaczej niż zawsze. Płynąc na moją miejscówkę zobaczyłem, duży zapis na echosondzie, tuż przy samym dnie. Charakterystyczny, mocno wyrazisty, duży ślad. Pomyślałem sobie wtenczas albo sum albo duży karp. Osobiście, nie jestem przekonany do tego typu sposobu namierzania miejscówek. Wychodzę z założenia, że nie zawsze gdzie ryby widać, tam ryby żerują. Przekonałem się już o tym wielokrotnie. Nie miałem nic do stracenia. Po pierwsze miałem czas, a po drugie chciałem spróbować czegoś innego. Każda zasiadka jest inna i z każdej czerpiemy wiedzę i doświadczenie na przyszłość. W końcu zestaw powędrował w nowo znalezione miejsce. Minęło niespełna 15 minut od położenia zestawu i ku mojemu dziwienie nastąpiło branie. Mocna rola! Oczom nie wierzę! Nie ukrywam, że byłem sceptycznie nastawiony do tego typu sytuacji, ale ja też cały czas się uczę😊. Czasami opłaca się zrobić coś inaczej…Ta ryba przysporzyła mi bardzo wiele trudności. Przy samym brzegu zaparkowała gdzieś w jakimś zaczepie. W mojej ocenie to prawdopodobnie zatopiony marker. Często na echo na spadach je widać. Wszedłem do wody najdalej jak się dało. Mijały minuty, a ja chodziłem to w lewo, to w prawo, próbując delikatnie, uwolnić rybę z zaczepu. Niestety mój trud nie wnosił niczego nowego. Mijały kolejne minuty. Żyłki nawet na chwilę nie zluzowałem. Co jakiś czas na wędce, czułem kopnięcia. Był dobrze zahaczony, inaczej dawno bym go stracił. Siłowy hol w takich przypadkach w ogóle nie wchodzi w grę. Nie chciałem zerwać żyłki, ani skaleczyć ryby, dlatego dalej byłem cierpliwy. Ponownie poszedłem to w lewo, to w prawo. W pewnej chwili poczułem szarpnięcie, kiedy pomyślałem spinka, znów poczułem rybę. Uff…Karp uwolnił się z zaczepu i z powrotem wypłynął na otwartą wodę. Wziąłem głęboki oddech i dalej cieszyłem się holem. Przez te dobre kilkanaście minut, ryba w zaczepie troszkę odpoczęła, więc zabawa zaczęła się od nowa. Poszedłem mocno w prawo oddalając się od miejsca, które mogło pozbawić mnie utraty ryby. Zrobiłem to pozwodzeniem. W końcu ryba wpływa do podbieraka. Mój największy łuskacz z Krążna! W tej krótkiej relacji starałem się w skrócie pokazać Wam, jak ja podchodzę do wakacyjnego karpiowania. Jaką obieram strategię i jak na bieżąco koryguję zaplanowaną taktykę. Co jest dla mnie ważne i na co, zwracam szczególną uwagę. W końcu wszystko co dobre, zawsze kiedyś się kończy. Co tu dużo pisać. Zasiadka mega udana! Najlepsza, jak do tej pory, nasza wakacyjna. Była to kolejna wizyta na Krążnie i kolejna porcja zdobytego doświadczenia. Jak wiemy, każda zasiadka jest inna. Każda, uczy czegoś nowego. Na naszą matę trafiło wiele pięknych, mniejszych, jak i większych sztuk. Łącznie z Gosią wypracowaliśmy 49 brań w tym dwa jesiotry. O dziwo, ani jednego leszcza👍. Z ryb, które chcielibyśmy wyróżnić to 15,8 ; 17,3 ; 19 ; 19,3; 23,5 i wisienka, truskawka, rodzynek o wadze 26,4kg💪.

Mówiąc krótko, połowione🎣🎣🎣.

Do zobaczenia nad wodą.