Krążno – 860kg!!!
Karpiowe wakacje marzeń! Pogoda, klimat i oczywiście karpie. Tak, na tej wakacyjnej zasiadce, niczego nam nie zabrakło. Położyliśmy na macie łącznie z Gosia 82 ryby w tym 3 sumy i 2 amurki – reszta to karpie. Nie złapaliśmy ani jednego leszcza i jesiotra, co można uważać za sukces! Mieliśmy kilka dni, w których odnotowaliśmy po 15-17 brań. Mieliśmy jedno potrójne branie – oj, było co robić. Praktycznie wszystkie brania były w dzień. W nocy przez cały ten okres wypracowaliśmy tylko 3 brania. Standardem było kilka brań w ciągu jednego dnia.
Jeździły rano, jeździły w południe i jeździły późnym popołudniem. Wieczorami i w nocy brania były bardzo sporadyczne – takie stanowisko, albo ja nie potrafiłem się do nich dobrać. Dodam tylko, że codziennie mieliśmy temperatury 25-30 stopni. Naszym sprzymierzeńcem był wiatr, który cały czas wodę natleniał. Jednym zdaniem, to była bardzo pracowita, ale zarazem bardzo owocna zasiadka!
Pierwsze zestawy powędrowały do wody w piątek wieczorem. Bez żadnej niespodzianki pierwszą nockę w pełni przespaliśmy. Już od pierwszego poranka odnotowaliśmy pierwsze wakacyjne branie. W kolejnym dniu doświadczyliśmy pierwszej „orki” (16 brań.) I to w niespełna 7 godzin! To było mega wyzwanie! W takich sytuacjach nie było mowy o relaksie, tylko o bardzo ciężkiej pracy. Trzeba się ostro nabiegać, by ogarnąć to wszystko. Jak już się to uda, to satysfakcja ze złowionych ryb jest przeogromna! Brały mniejsze, średnie, ale też pojawiły się dwie pierwsze grube ryby +17. To było dla nas pierwsze potwierdzenie, że wszystko zadziałało jak trzeba. Do każdej zasiadki pochodzę bardzo poważnie. Wychodzę z założenia, że jeżeli poświęcam już na to mój wolny czas i dodatkowo jeszcze za to płacę, a jak wiemy, koszty takich zasiadek nie są małe, to zawsze każdą zasiadkę traktuje bardzo poważnie. Oczywiście bez żadnej spiny, ale przykładam się do wszystkiego najlepiej jak potrafię. Nic, co robię nie jest przypadkowe! Moje działania podparte są zdobytą do tej pory wiedzą na tej wodzie lub reakcją na zastaną sytuację (obserwacja wody). To ostatnie zawsze mówi najwięcej. Jeżeli zawsze masz oczy szeroko otwarte i przy tym myślisz, to o wynik nie masz co się martwić! Nie rozumiem ludzi, którzy nie używają tego zmysłu! Oczy widzą dużo więcej niż prasa, porady kolegów czy internet! Obserwacja to zawsze połowa sukcesu, każdej zasiadki. Wiatr, spławy czy bąble pokażą Ci, gdzie w danej chwili przebywają ryby. Jeżeli będziesz miał najlepsza kulkę, a nie będzie tam karpi, to do domu wrócisz bez ryby, sfrustrowany i załamany!
W związku, iż miałem dość duży wachlarz możliwości wyboru położenia zestawów, zdecydowałem się łowić od 4 do 9m. Na wszystkich głębokościach w przeciągu tej zasiadki mieliśmy brania. Z płytszej wody brały raczej mniejsze, choć jeden naprawdę niesłychanie piękny rodzynek również się trafił. Na pewno warto było, natomiast z najgłębszych miejscówek niestety brały również sumy. Mogę się tylko domyślać, jak codziennie czyściły miejscówkę z zanęty. Kiedy się pojawiały z oczywistych względów od razu znikały karpie, nawet na kilka dni. Pewnej nocy o 2.20 miałem branie. Pełna moc i do przodu! Minęła chwila, kiedy wybiegłem z przyczepy założyłem wodery i podbiegłem do wędki. Żyłki ubywało w błyskawicznym tempie. Podniosłem kij do góry, przytrzymałem ręką szpulę, a lokomotywa jechała dalej. Takie sumy na karpiowe wędki (ja używam dość miękkie) jest niezmiernie ciężko zatrzymać. Sum par na przód jeszcze przez dobrą minutę i na szczęście się spiął. Dobrze, że się spiął, ponieważ bałem się, że za chwilę hamulec po prostu się spali. Używam małych kołowrotków wielkości 5000. Nie są to maszynki na długotrwałe pełnej mocy odjazdy. Sum przetargał mnie niesamowicie. W mojej wyobraźni również zrobił spustoszenie
. Na żyłce i przyponie pozostał po nim, tylko śluz…
Kolejne dni to kontynuacja tego, co rozpocząłem. Praktycznie tylko jeden kij, musiałem skorygować z wcześniej wybranej miejscówki. Mimo fajnie wyglądającego miejsca, nic się w nim nie wydarzyło. Dni mijały, a my z Gosia sukcesywnie doławialiśmy kolejne ryby. Finalnie połowa z nich była poniżej 10 kilogramów. By położyć coś większego na macie, swoje musieliśmy „przełowić”. Tak to jest! Wszyscy chcą łowić tylko te największe, ale jak doskonale wszyscy wiemy, jest to niemożliwe!
Oczywiście próbowałem przez lata selekcjonować ryby głębokością czy zanętą, ale jedna, dwie ryby na tydzień to dla mnie zdecydowanie za mało. Z głębszych miejsc również zdarzały się mniejsze. Zdecydowanie wolę łowić cały czas i raz po raz trafiać na te większe, niż polować na tą jedną i rozmyślać czy podpłynie, a jak podpłynie, to czy zassie i się zatnie…
Podczas każdej zasiadki staram się moje poczynania, zawsze na bieżąco analizować. Zastanawiam się, dlaczego właśnie tu i z tego miejsca, a nie z innego odnotowuje brania. Wszystko najczęściej ma jakieś realne wytłumaczenie. Wiatr, ciśnienie, głębokość czy też sama pora dnia. To wszystko ma ogromne znaczenie. Nic nie dzieję się z przypadku! Jeżeli widzę potrzebę korekty miejscówki, to oczywiście to robię. Jeżeli natomiast mimo braku brań, widzę tam potencjał, zestaw oczywiście zostawiam i cierpliwie czekam. Czasami ryba jest od razu, czasami po parunastu godzinach, a czasami trzeba poczekać dzień czy dwa. Najważniejsze, byśmy byli świadomi, tego co robimy. Są różne sytuację, więc nigdy nie mam jednego schematu.
Często tak bywa, że różne kije pracują o różnych porach dnia. Każda miejscówka, która nęcę ma swoje zadanie. Wiemy, że karp często się przemieszcza, nierzadko po całym zbiorniku. Jeżeli jesteśmy na stanowisku pośrodku jeziora, a na takim siedziałem, to brań spodziewać się można z różnych miejsc w różnych godzinach dnia czy nocy, oczywiście na różnych głębokościach. Rzadko na Krążnie mam tak, że karpie z jednego kija biorą przez całą dobę. Zauważyłem, że często w tych samych miejscach pokazują się o podobnych godzinach, co zapewne wynika z ich stałych wędrówek. Zawsze warto mieć przygotowaną dla nich stołówkę, stąd różnorodność takich głębokości przy typowaniu moich miejscówek.
Na tej zasiadce ryby wyjątkowo mieliśmy w łowisku z małymi wyjątkami przez całe dwa tygodnie. Tak jeszcze tego nigdy nie miałem. Ryby były codziennie, ale niecodziennie tak chętnie pobierały. Jeden dzień to 15/17 brań, a w drugi 3/4 brania. Ryba stała, raz po raz pokazując się na powierzchni. Była bardzo mało aktywna, jeżeli chodzi o brania. Jak ją już skusiłem do pobrania, to niesamowicie delikatnie była zapięta. Stąd też tłumacze sobie spinki, których doświadczyłem, a których nie mam w zwyczaju tak wielu doświadczać.
Jak nigdy w tym roku mieliśmy „wysyp” brań karpi pełnoluskich. Sam nie wiem dlaczego? Czy odpowiada za to pora roku, czy może miejsce? Nie wiem. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Jakby się umówiły. Były dni, że tylko one brały, a Gosia to już wybitnie miała na nie szczęście. Takie sytuację są raczej dla mnie rzadkością, ale nie ukrywam, że lubię je łowić. Walczą mocniej, agresywniej, z większym impetem. Są też nie bywale piękne. No i jak to kiedyś ktoś powiedział cięższe o łuski, ha,ha,ha…
Praktycznie całą zasiadkę z naprawdę małymi wyjątkami, aurę mieliśmy w temperaturach 25-30 stopni. Znam takich, którzy uważają, że lato nie jest odpowiednim okresem na łowienie karpi. Ja się z tym nie zgadzam. Oczywiście odnoszę się do tego konkretnego zbiornika. Można powiedzieć, każdego lata spędzam tam po 2 tygodnie w sierpniu i każdego lata karpie łowię regularnie. Oczywiście raz mniej, raz więcej, ale zawsze coś się dzieje. Oczywiście jest to uwarunkowane różnymi czynnikami takimi jak wiatr, który zawsze mocno natlenia wodę. Możemy naturalnie trafić na pełną flautę, wówczas sytuacja może być z goła odmienna. Pamiętajmy, że temperatura na dużych głębokościach mocno odbiega od tych powierzchniowych. Najczęściej bez większych wahań, dlatego zawsze mamy szanse skusić do brania jakiegoś głodomora. W każdym razie, żar lejący się z nieba w niczym w żerowaniu karpiom nie przeszkadzał, co dla mnie było najważniejsze. Lato to również czas obfitości w naturalne pożywienie, więc nie ma też co przesadzać z wrzucanym jedzeniem. Zawsze to powtarzam jak mantra. Dorzucić zawsze możesz, wyciągnąć już nie! Najpierw przekonaj się o intensywności pobierania przez karpie, później jeżeli jest taka potrzeba zanęcaj większą jej ilością.
Na wakacyjną zasiadkę zawsze czekam z dużym utęsknieniem. By nie zwariować, trzeba raz po raz na dłużej, odciąć się od świata zewnętrznego, zapomnieć o troskach dnia codziennego, odciąć prąd i po prostu zapomnieć. To zdecydowanie mój czas, kiedy w pełni mogę poświęcić się mojej pasji. Dużo spokoju, czasu by móc, analizować założona strategie, a w razie konieczności skorygować błędy. Prawie 860 kilogramów z kilkunastoma karpiami 15+. Dla mnie to mocno rewelacyjny wynik! Przechytrzyłem kolejne 20-stki, których nigdy wcześniej nie miałem na haku. Złowiłem pięknego, prawie osiemnastokilogramowego dwukolorowego rodzynka. Do tego pięknego lampasa, którego już kiedyś udało mi się przechytrzyć na innym stanowisku oraz kilka pięknych karpi pełnołuskich. Dodatkowo pierwszy raz w życiu złowiłem amura na ziga. Zawsze żyłem w przekonaniu, że mimo wszystko, ten gatunek ryb na głębokich zbiornikach trzyma się raczej przybrzeżnych płycizn, płytszych warstw przy brzegach, niż środek jeziora z głębokością 12m.
Cały ten wyjazd to niesamowicie wspaniały czas! Dobrze przepracowana zasiadka! Podczas takich wyjazdów, utwierdzasz się w przekonaniu, że to co robisz ma jakiś sens! Kiedy jeszcze przez ten czas, możesz zaobserwować różnego typu sytuację w zachowaniu ryb, to dodatkowo zdobywasz bezcenne doświadczenie. Doświadczenie, które zawsze uczy czegoś nowego i które w przyszłości zawsze w mniejszy czy większy sposób nam zaprocentuje. Życzę wszystkim połamania i oczywiście zapraszam do zmierzenia się z mieszkańcami tej kaszubskiej gigantici.
Z karpiowym pozdrowieniem!