Lacul iannis 4×20+

 

Ten wyjazd był spontaniczną decyzją. Trochę z ciekawości i trochę z populacji dużych ryb. Od jakiegoś czasu chciałem spróbować czegoś zupełnie innego, a ten zbiornik mocno odbiega od standardów typowego łowiska.  Z jednej strony zbiornik jest w szczerym polu, bez większego uroku, ale z drugiej strony, jak siedzi się już na samym stanowisku swój urok już ma. Wyspy, sporo drobnej zieleni, co raz większe drzewa, powoli rekompensuje dalsze otoczenie.

Na miejscu odbyło się losowanie stanowisk, więc podobnie jak na zawodach. Wylosowaliśmy stanowisko nr.2. Dobre, złe? Trudno powiedzieć. Typowałem w zupełnie inne, bardziej topowe stanowiska, ale też w te, które w tym czasie miały prognozę z bardziej sprzyjającym wiatrem. Wiatr wszędzie rozdaje karty, ale muszę przyznać, że przez równe głębokości na wszystkich stanowiskach oraz wyspy, które usypane są na całej linii środkowej zbiornika, faktycznie łowisko wydaje się być bardziej sprawiedliwe dla wszystkich. Na pewno coś w tym jest!

Na każdym stanowisku macie domek wyposażony w dwa łóżka, klimatyzator, lodówkę i prąd. Minusem jest brak jakichkolwiek szafek, półek w domku, które w mojej ocenie są potrzebne oraz mamy bardzo głośny klimatyzator. W dzień, kiedy mamy upał klimatyzator nie jest nam potrzebny. W domku jest bardzo chłodno, natomiast w nocy jest duszno, a przy włączonym urządzeniu spać się już nie da. Buczy, aż głowa boli!  Przy domku mamy wiatę wyposażoną w ławkę, stolik, mate dmuchaną, worek do karpi oraz 2 slingi. Każde stanowisko ma również pomost z uchwytem do ważenia ryb. Ciekawostką o której na pewno warto wspomnieć, to pod wiatą mamy szczegółową mapkę stanowiska. Uważam, że jest to świetne rozwiązanie, które od początku pokazuję nam podwodny świat stanowiska.W moim przypadku mapka pozwoliła zaoszczędzić mnóstwo czasu, co do dokładnego sondowania stanowiska. Tak więc, skupiłem się na kręgosłupie z mapki, a szczegółowo wysondowałem już tylko wytypowane miejsca. Z tego co zauważyłem mapka była projektowana do nazwijmy to „surowych wysp”. Wyspy obecnie mają już sporo trzcin, krzewów czy małych drzewek, dlatego np. wyrysowane linie podwodnych wysepek nie pokrywają się z rzeczywistością. Wystarczy po prostu o tym wiedzieć.  Moje typy, które wytypowałem z mapki sprawdziły się w czterech przypadkach na 6 naszych wędek. Pomocne? Zdecydowanie!

Po długiej 11 godzinnej nocnej podróży i całodniowej pracy na stanowisku szybko poszliśmy spać. Po upalnym poprzednim dniu obudziliśmy się w innej rzeczywistości. Było pochmurno i rześko. Zdecydowaliśmy, że przez pierwsze 2 doby nie zmieniamy wytypowanych miejscówek, a tylko donęcamy. Była godzina delikatnie po 20-stej, kiedy usłyszałem na mojej wędce pierwszy powolny rumuński odjazd. Jakie to były emocje😉. Żyłka powolutku zaczęła schodzić z kołowrotka, a moje serce zaczęło mocniej bić. Była to wędka z wytypowaną miejscówką z narożnika wyspy z głębokości 1,8m.  Hol trwał króciutko. Dosłownie z odległości przeszło 100m, hol trwał kilka minut . Podbieram go!  Mam mojego pierwszego Rumuńskiego karpia😉.To było mega przyjemne uczucie. Zacząłem z wysokiego „C”. Kolejnego brania doczekałem się tej samej nocy, chwilę po godzinie 5 rano z głębszej miejscówki, bo z 2,5m . Obudził mnie pik. Po chwili drugi. Dobiegłem do wędki i zobaczyłem przyklejony hanger do sygnałka. Tak wyglądało większość naszych brań. Nie zastanawiając się podniosłem kij do góry i rozpocząłem holowanie. Sam hol nie dawał niestety mocnego kopa! Tak, doczekałem się kolejnego brania i kolejnej ryby z iannislake. Ponownie bardzo krótki hol i koń ląduje na macie! Słysząc o większości populacji ryb pełnołuskich na przekór mam lustrzenia.Po niespełna dwóch dobach zapracowały mi 2 wędki, więc do skorygowania miałem jeden patyk. Szukałem, szukałem i zdecydowałem się postawić tą wędkę na prawo od prawej podwodnej wyspy. Było to miejsce blisko granicy ze stanowiskiem 3. Poszukałem twardszą jej część na zejściu i zanęciłem.  Niestety kolejną dobę nadal ta wędka nie przyniosła mi brania. W ciągu dnia starałem się szukać miejsc ze stricte głęboką wodą, ale to też było bezskuteczne. Dzisiaj po wszelkich moich analizach podejrzewam, że zestaw na głębokiej wodzie nie prezentował przynęty odpowiednio dobrze. Myślę, że przy moich standardowych długościach przyponów na twardsze miejsca, na głębszej części tonął w tej zawiesinie błota, gliny czy jak to nazwać. Taką mam opinię po analizach.  Z każdej zasiadki staram się wyciągać wnioski. Powinniśmy wiedzieć, co zrobiliśmy źle, a co poszło nam dobrze. Który, schemat warto powielać, a co w przypadku tego typu wód, kolejnym razem skorygować. Takie wnioski z każdej zasiadki są dla mnie najważniejsze.  Dzień minął szybko. Położyliśmy się spać czekając na kolejny nocny odjazd. Ponownie obudziłem się pikiem w okolicach godziny 5. Godziny oraz schemat brania z poprzedniego ranka, identyczny. Ten sam kij i takie samo branie. Kolejny 20+ ląduje w podbieraku.W kolejne dwie doby miałem podobną sytuacje. Mimo moich wszelkich starań, pracował tylko ten 1 mój kij. Po 4 dobach łowienia całkowicie mnie i kolegę odcięło od ryb. Zmienialiśmy miejscówki, długości przyponów, sposób nęcenia, prezentacje przynęty. Nic to nie dawało. Na echo na całym naszym stanowisku widocznych było dosłownie kilka ryb. Patrząc na całą populację na zbiorniku wyglądało to nieciekawie. Dlaczego nas odcięło? Dnia poprzedniego przyszedł bardzo silny wiatr, który w mojej ocenie zepchnął ryby do innej części zbiornika. Moja teoria miała potwierdzenie w braniach właśnie w nawietrznej części zbiornika. Stanowiska na prawo ode mnie z początku zasiadki miały sporadyczne brania. Po tym wydarzeniu ewidentnie nastąpiła u nich zmiana. Kolejne 3 doby mimo wielu starań przesiedzieliśmy bez brania☹.

Minusy łowiska.

Brak odpowiedniej wentylacji w domku. W nocy w domku jest bardzo duszno, a przy otwartych drzwiach od razu mamy myszy – pamiętajmy, że jest to w szczerym polu, więc biega ich tam dość sporo. Brakuje też jakieś szafki czy półek.

Fotografowanie ryb w wodzie. Mamy do dyspozycji podwodną platformę, która niestety umiejscowiona jest na takiej wysokości, że uklęknąć się z rybą na niej nie da – woda wlewa się do spodnio butów, a na stojąco trzeba rybę podnosić wysoko, co po pierwsze jest bolesne dla kręgosłupa, po drugie ciężko wyeksponować złowioną rybę. Platforma na obecnej głębokości jest w mojej ocenie po prostu nie trafiona.

Holowanie ryb. Niestety jak ktoś się spodziewa zaciętej walki, odjazdów, to mocno się rozczaruje. Rybę holuje się raczej jak „worek ziemniaków”, czyli powolutku, ale bez żadnej konkretnej walki. Brakowało mi tego! Smutne, ale tak niestety to wygląda.

O czym warto wiedzieć?

Droga przebiega przez 3 kraje, więc winietę trzeba kupić na Słowacje, Węgry oraz Rumunie. Winietę warto wykupić na oficjalnej stronie kraju z prostego powodu – jest tańsza. Warto wziąć ze sobą jakąś pułapkę na osy, bądź skonstruować ją na miejscu, ponieważ wystarczy zacząć coś jeść lub otworzyć orzecha, a momentalnie zlatują się roje os. Na miejscu można zamówić sobie jedzenie na dowóz. Korzystaliśmy z tego codziennie, a w ocenie 1-5, oceniliśmy na 4-. Sklepy jak i catering nie przyjmują euro, więc warto mieć lokalną walutę. Na miejscu u właściciela łowiska można kupić pelet, którym regularnie karmią swoje ryby. Jak jest ciepło, warto wziąć większy rozmiar, ponieważ ten mniejszy, bardzo szybko znika.

Podsumowanie

Łowisko ma swoich zwolenników jak i przeciwników. Ja powiem tak. Nie jest to łatwy zbiornik i nie łowi się dużo ryb, ale w zamian dużo ryb jest wartościowych. Właściciel sukcesywnie odławia mniejsze ryby do innego zbiornika (warto zapoznać się z regulaminem), tym samym w zbiorniku zostają większe i zarazem cwańsze ryby. Dodatkowo ryba systematycznie 1, 2 razy w tygodniu jest dokarmiana przez właściciela, co również może mieć wpływ na intensywność brań. Dodatkowo dno jest miękkie, więc trzeba dobrze zaprezentować przynęte. Przez tydzień złowiłem z moim przyjacielem 11 ryb. Na matę kładziemy 4 karpie powyżej 20+ z rodzynkiem 27,9kg. Reszta w przedziale 8,5 do 18kg. Patrząc na wyniki pozostałej 34 osobowej grupy, osiągamy w mojej ocenie bardzo dobry wynik! Wyjeżdżamy zadowoleni, ale z dużą dawką niepewności, czy chcielibyśmy tu jeszcze kiedykolwiek wrócić. Czas pokaże…