Krążno jesienną porą
To był kolejny wyjazd, kiedy patrząc na ciśnienie, nie wiedziałem, co mnie czeka. I to był też kolejny wyjazd, kiedy po zakończonej zasiadce, śmiało mogłem powiedzieć, że ciśnieniem do końca przejmować się nie trzeba. Nie ukrywam, że nagłe wzrosty, a później spadki powodują u mnie duży niepokój, to jednak starając się dostosowywać taktykę do zastanych warunków, robię wszystko, by nie zjechać o kiju. Podstawa to mieć ryby w łowisku😉.
Zestawy powędrowały na 8-10m. Pierwszy wieczór i noc nie przyniosły mi żadnego brania. Rano dwa zestawy przewiozłem płycej. Jeden powędrował na 5,5 ,a drugi na 6,5m. Po godzinie od wywózki w odstępie pół godziny obydwie wędki wylądowały na brzegu. Pierwsza otwierająca zasiadkę ryba nie była istotnych rozmiarów. Nie wiele zabrakło jej do 10kg. O drugim karpiu powiedzieć już tego nie mogę. Udało mi się dorwać piękną rybę, która wpadła w zastawioną przeze mnie pułapkę. A oto ona😊Jak tak sobie teraz myślę, to ten dzień miałem bardzo udany. Po porannym dublecie, późnym popołudniem ponownie w krótkim odstępie czasu rozjechały się dwa kije. Zmiana głębokości zrobiła robotę. Przybliżając się zestawami bliżej brzegu podjąłem właściwą decyzje. Taktyka i plan na zasiadkę to jedno. Reakcja na zmiany w trakcie zasiadki to drugie! Pamiętajcie nad wodą trzeba ciągle myśleć, a przemyślenia wdrażać w życie.
W piątek wjechały kolejne 4 rybki. Wszystkie w okolicach 10kg. Jak widzicie nie były to żadne „smoki”, ale w takich warunkach nigdy nie narzekam! W sobotę mieliśmy pierwszą pobudkę tego wyjazdu. Rano tuż po godzinie 5 ze snu wyrwał mnie głośny odjazd. Ponownie trafił się kolejny piękny pełnołuski. Kocham te ryby. Są naprawdę wyjątkowo silne i piękne. Przy każdym holu tych ryb zdecydowanie odczuwam więcej emocji i ekscytacji. Te karpie holuje się zawsze na pełnej mocy!
W ciągu dnia zapadła całkowita cisza. W zasadzie nie miałem żadnego kontaktu z braniem. Nastał wieczór, który przyniósł mi największą i zarazem ostatnią rybę zasiadki. Nieoczekiwanie branie nastąpiło po kilku godzinach nastania ciemności. Było jakoś po 21, kiedy usłyszałem delikatne pi na mojej centralce. To już taki schemat, gdzie karp zapina się i nie chce odpłynąć. Po chwili usłyszałem kolejne pi, więc niezwłocznie zacząłem się ubierać. Często takie anemiczne brania robią przepływające jesiotry. Żyłka wtenczas bardzo powolutku schodzi z kołowrotka. Dzieję się tak przez chwilę, po czym hanger po chwili wraca na swoje miejsce. Po kilku tego typu „pustych” braniach, można rozróżnić je od brań karpi. Dlatego w takich sytuacjach czekam zawsze chwilę i obserwuje zachowanie hangera. Jeżeli po kilku sekundach zacznie opadać i ustawiać się do pierwotnej pozycji, wiem z czym mam do czynienia. Tym razem po kilku piknięciach, hanger przykleił się do sygnałka i stanął. Już wtenczas wiedziałem, że nie jest to jesiotr! Tak często zachowują się duże karpie. Podniosłem kij i od razu poczułem ciężar. Powoli, metr po metrze zacząłem przybliżać rybę do brzegu. Czułem tylko tępy stały opór bez żadnego kopnięcia. To był dobry znak😉. Taki hol zawsze dobrze wróży! Po kilkunasto minutowym holu rybka spokojnie wpłynęła do podbieraka. Kolejny grubasek w wieczornej scenerii, trafił przed obiektyw mojego aparatu. Jak widzicie przy dobrej lampie (foxa) można zrobić dobrą fotkę, nie trzymając ryby w worku przez całą noc😉.
Tradycyjnie jak to u mnie zawsze bywa, w niedziele z samego rana byłem już spakowany i gotowy do drogi. Co miałem to złowiłem😉. Trzy pełne dni minęły tradycyjnie za szybko. Wypracowałem 10 brań i wszystkie wykorzystałem. Przy takich chimerycznych braniach nie jest to takie oczywiste. Dorwałem 4 rybki 15+ w tym jedna blisko 20 kilogramów. Wyjeżdżam zadowolony i spełniony😉.