Krążno – Kaszubska perełka

O tej pięknej wodzie po raz pierwszy raz usłyszałem 3 lata temu. Od razu w mojej głowie urodziła się zasiadka. Mały kameralny zbiornik z pięknymi rybami, z rodzynkiem w tle, czego chcieć więcej? Takie wody, lubię najbardziej. Pytanie było tylko kiedy… W końcu się doczekałem. Rezerwacja padła na stanowisko 4a.  Pierwsze 2 doby siedzę bez brania. Nie łowi co prawda nikt na wodzie ale jakoś mnie to w ogóle nie pociesza. Ciężko od razu rozpracować obcą wodę, nigdy nie przychodzi to łatwo, wszystko wymaga czasu. Zaczynam kombinować, kulki, przypony oraz miejsca położenia zestawów zostają zmienione. Donęcam i dalej czekam, niestety bez efektu.

Pierwsze branie. Rozpoczęła się trzecia doba mojej zasiadki. Jestem dalej bez ryby. Jak dotąd jest to dla mnie najtrudniejsza woda z jaką przyszło mi się zmierzyć. Dużo przed wyjazdem próbowałem się dowiedzieć ale zewsząd słyszałem ostrzeżenia, pamiętaj, że woda jest bardzo trudna. Niestety wszyscy mieli rację! Widać, że ryb pływa sporo, echosonda momentami aż wariuje, piękne widowiskowe spławy a ryby jak nie biorą tak nie biorą! Dochodzi godzina 7.30, nagle tą błogą ciszę przeszywa jak bardzo uwielbiany przeze mnie dźwięk. Zacinam i wiem już, że mam na haczyku pierwszą rybę z tej wody. Przyjechałem tu po raz pierwszy i od samego początku nastawiłem się na jakość a nie na ilość, może  właśnie to był powód pierwszego brania dopiero po trzech dobach? Do rzeczy, rybę holuję dobre 0,5 godziny, siedzę w pojedynkę, więc wszystko muszę ogarniać sam, ryba pływa to w lewo to w prawo a ja z nią przekładając wędkę między żyłkami . W końcu pierwszy raz pojawią się na powierzchni, łapie powietrze i robi kolejny odjazd, tym razem już tylko kilkumetrowy, są to jej ostatnie tak ostre zrywy. Z minuty na minutę słabnie, aż w końcu sama wpływa mi do podbieraka. Pierwsza moja ryba z Krążna ląduje się na macie.

 

W tym samym dniu mam jeszcze kolejne 2 brania, ewidentnie widać, że w końcu coś zaczęło pobierać moje kulki.

I w nocy kolejny piękny pełnołuski.

 

Ostatnie branie. Dobę przed końcem zasiadki doczekałem się kolejnego mocnego brania. Zestaw położony na 10 metrach przeleżał 48h, tym bardziej nie wierzyłem, że właśnie na ten kij mam branie. Było około 20 minut po drugiej w nocy jak zaciąłem rybę a dopiero o 4 dowiedziałem się, że jej w ogóle nie zobaczę a wielka szkoda.  Przez pierwsze 15 minut po zacięciu, czując z czym mam do czynienia na drugim końcu kija postanowiłem na spokojnie holować ją do brzegu. Miałem nadzieję, że właśnie na głębokiej wodzie spokojnie się zmęczy, niestety nie miałem szczęścia! Ryba prawdopodobnie weszła w zatopiony marker a nie mając do dyspozycji pontonu, tak się skończyło moje marzenie o wielkim „koniu”. Nie rezykowałem holu siłowego, więc postanowiłem zwolnić hamulec, odłożyć kij na podpórki i zbudzić sąsiada. To wszystko od zacięcia trwało tak długo, że po dopłynięciu do zaczepu okazało się, że ryby już nie ma, ale tak bywa raz się wygrywa a raz przegrywa, najważniejsze, by z każdej porażki wyciągać wnioski. Niedługo tam wrócę i spróbuje ponownie zmierzyć się z największymi mieszkańcami tej tajemniczej kaszubskiej wody!