Krążno wiosną 3×20+

 

 

 

Ta wiosna na Krążnie była dla mnie niesamowita.

Dwa wyjazdy i tak piękne wartościowe ryby na macie.

Lepiej nie mogłem sobie tego wymarzyć😊

W maju trafiłem na okres w którym ryby przygotowywały się do tarła. Po pierwsze nie miałem ich w większej ilości w łowisku. Po drugie grymasiły. Myśląc już zupełnie o czymś innym nie były zainteresowane moim zestawami. Jedynie, co regularnie coś się działo to na stanowiskach, gdzie co roku karpie przystępuje do tarła. Mowa tu o stanowiskach 0, 4 oraz 12. Tam ryb było najwięcej. Planując wcześniej zasiadkę, nigdy nie wiemy, co nas czeka. Po pierwszej dobie, kiedy podobne warunki miały utrzymywać się przez następne kilka dni już wiedziałem, że muszę szukać pojedynczych ryb. Widząc sytuację na wodzie większość moich zestawów powędrowały na stricte głęboką wodę. To była świadoma decyzja, a obierając taką taktykę dużo ryzykowałem.  Wiedziałem, że się nie nałowię, ale to był jedyny pomysł, który przychodził mi wtenczas do głowy. Mimo, że nie miałem ryb w łowisku, to postanowiłem cały czas robić swoje. Znalazłem interesujące miejsca położenia moich zestawów, więc zanęciłem i czekałem. Tym sposobem przez kolejne 3 dni wypracowałem kilka ryb w tym tą jedną z dwójką z przodu. Tak w ogóle, to od niej się zaczęło. Była to pierwsza ryba tej zasiadki i w dodatku taka wartościowa…Tak przywitały mnie w tym roku Kaszuby😉. Moja intuicja kolejny raz mnie nie zawiodła!

Na początku czerwca ponownie usiadłem nad moją Kaszubską perełką. Wyczekiwana tygodniówka z Gosią. Tym razem było już zupełnie inaczej. Było już po tarle, więc ryby bardziej chciały współpracować. Zaczęło się powiedzmy mizernie. Przez pierwsze dwie doby wypracowaliśmy kilka ryb do 10 kg. Cieszyliśmy się, że biorą, ale to nie było to. Widząc, że coś odwiedza naszą stołówkę postanowiliśmy nie zmieniać miejsc. Pracowaliśmy dalej, systematycznie donęcając wybrane wcześniej miejscówki.

Przełom brań większych ryb nastąpił w środę, kiedy to z najgłębiej położonej wędki doczekałem się brania i pięknej ryby na macie. Niemal na każdej zasiadce planuje jeden zestaw do zadań specjalnych. Czyli wędkę na której nie spodziewam się wielkiej ilości brań, a raczej liczę na pojedyńcze strzały większych ryb. Oczywiście nie zawsze się to udaje, ale jak widać warto próbować. W przeciągu ostatnich trzech lat, tego osobnika mam trzeci raz na macie i co roku cięższy jest o około kilogram. Jak apetyt mu nie minie 😊 to jesienią tego roku zakręci się o magiczne 20+. Piękny lampas, prawda?

To była pierwsza duża ryba tej zasiadki. Czułem, że to miejsce może zapracować i tak też się stało. Takie podejście wymaga od nas podjęcia pewnego ryzyka. O takim kiju po prostu się zapomina. Oczywiście systematycznie przewożę go dorzucając towar w miejscówkę, natomiast nawet przy braku brań w ogóle nie myślę o zmianie miejsca jego położenia. Stawiam go od początku do końca w jednym i tym samym miejscu. Mówiąc kolokwialnie poświęcam go niezależnie czy zapracuje czy też nie. Często stosuje tą strategię. Przy takim podejściu zdecydowanie stawiam na cierpliwość.

Środa był ostatnim dniem, kiedy to ryby musieliśmy “dłubać”. Od czwartku nastąpiła znaczna poprawa. Tego dnia odnotowaliśmy osiem brań. I to było dla mnie zastanawiające. Co z powodowało, że nagle ryba zaczęły na dobre współpracować? W warunkach zmianie uległo ciśnienie, które zaczęło delikatnie spadać. Spadła też w dzień o kilka stopni temperatura powietrza. W nocy zrobiło się bardzo zimno, a nad wodą unosiła się gęsta mgła. Ciekawe, co tak nagle skłoniło ryby do intensywnego żerowania…

Nastał piątek. Barometr pokazał dalszy delikatny spadek ciśnienia. Wiatr zmienił kierunek na południowy. Na naszym stanowisku zrobiła się flauta. Większość z nas wie, jakie wiatr ma znaczenie.  Do południa odnotowaliśmy 4 brania. Były to całkiem fajne rybki w przedziale 10-14kg. Przez kolejne kilka godzin centralka milczała. Po głowie chodziły mi już różne myśli. Na szczęście okazało się, że w tym przypadku zmiana kierunku wiatru nie wyprowadziła ryb z naszego stanowiska. O dziwo nadal były i chciały pobierać. Po 16-stej mamy rolkę na Gosi kij. Od samego początku wiedzieliśmy z czym mamy do czynienia. Ryba wybrała około 30m żyłki i spławiła się na powierzchni. Myślałem, że to koniec. Wystraszyłem się, że nastąpi spinka, ale była dobrze zapięta. W końcu ryba uspokoiła się i zaczął się powolny powrót do brzegu. Metr po metrze odzyskiwaliśmy utraconą żyłkę. W końcu zmęczona wypłynęła na powierzchnię. Szybko ją podebrałem i była już nasza. Kolejna big mama z Krażna😉

Wykonaliśmy sesję, która finalnie niestety dla mojej żony skończyła się fatalnie. Powróciła kontuzja ręki ☹. Ciężar ryby niestety zrobił swoje. Mijała godzina od tej wartościowej ryby, kiedy usłyszeliśmy ponownie dźwięk mojej centralki. To jest piękne uczucie, kiedy po podniesieniu wędki czujesz ten opór. Kiedy ryba powoli wybiera żyłkę nie rzucając łbem na boki.  Powolne, ale konsekwentne odzyskiwanie żyłki, to było moje zadanie na kolejne następne kilka minut. Do tej pory zdecydowana większość wyciągniętych przez nas ryb była bardzo delikatnie zapięta. Dlatego, biorąc pod uwagę brak zaczepów robiłem to niezmiernie delikatnie i powoli. W końcu i ona była nasza. Tym samym w ciągu jednej godziny wypracowaliśmy z Gosią dwie piękne duże ryby. To był nasz BIG piątek😊

Kolejny dzień niestandardowo jak na tym stanowisku centralka obudziła nas o 2.30 w nocy. Nie ukrywam, że było to dla nas duże zaskoczenie. Nie często tam się to zdarza. Oczywiście są stanowiska, które regularnie w nocy dają brania, ale nie stanowisko nr.11. To mogło zwiastować tylko jedno. Kolejny dobry dzień. Standardowo około godziny 7-8 przewieźliśmy zestawy i zabraliśmy się z Gosią za śniadanie. Zdążyliśmy tylko zjeść i zaczęło się… Przez pierwsze kilka godzin były momenty, że nie zdejmowałem spodnio butów. Wywoziłem zestawy i po pięciu minutach już do nich biegłem. To było niesamowite! Jak ryba jest w łowisku i chce pobierać, to praktycznie nie przeszkadza jej nic. Nawet niesprzyjający wiatr, który mógłby świadczyć o fakcie, że stado za nim podąży. Może regularnie nęcone miejsce pozwoliło rybom zatrzymać się na dłużej albo po prostu tym razem nie czuły potrzeby migracji. Tego już się nie dowiemy. Cudowny dzień, a przede wszystkim świetna zabawa😉. To był dzień z największą ilością brań, a w sumie było ich trzynaście.

Pogodowo bywało różnie. Na zasiadce w maju oraz w połowie zasiadki w czerwcu, wiał zimny wiatr, a temperatury nie przekraczały 15-17 stopni w dzień. W nocy było dużo zimniej, bo temperatury spadały w okolice 5-8 stopni. Pod względem wędkarskim było rewelacyjnie. W maju wypracowałem 8 ryb, natomiast w czerwcu wypracowaliśmy z Gosią 35 ryb.

Do zobaczenia nad wodą!