Krążno – udany powrót.

 

 

 

Czerwiec – co roku o tej porze, obieram kurs na Kaszuby. Mój wybór to jezioro Krążno. Od dwóch lat jest to moja ulubiona woda. Czuje się tam wyśmienicie. Kilkunastohektarowa woda w otoczeniu lasów z dużą populacją karpia. Co jak co, ale karpia tam nie brakuje! Mam czasami nawet wrażenie, że jest go nawet za dużo. Jak dla mnie idealne łowisko by połączyć pasję z rodzinnym urlopem. Kiedy jadę z żoną, biorę pod uwagę infrastrukturę, tam niczego nam nie brakuje! Ja natomiast lubię ten klimat, lubię to coś, co w tym łowisku jest i oczywiście atmosferę, która tam panuje.

   Zawsze jak tam jestem, mam wrażenie, że przenoszę się do innego świata, zapominam o trudach codziennego życia i korzystam z tej wolności ile mogę. Nie często również spotyka się na naszych łowiskach właściciela, który nie patrzy na wędkarzy, tylko i wyłącznie przez pryzmat zysku. Tam właśnie tak jest. Właściciel jest dla nas a nie my dla niego. Zawsze można na niego liczyć. To należy docenić!. Podoba mi się, że miedzy stanowiskami jest sporo miejsca, nie ma tego tłoku nad wodą, nikt nikomu nie zagląda do namiotu, co pozwala zachować prywatność a zarazem każdy, każdego widzi.

Mój czerwcowy pobyt to już czwarte spotkanie z tym akwenem, więc mam już niewielkie doświadczenie. Doświadczenie z którego mogłem wyciągnąć konkretne wnioski, a jak widać po wynikach raczej mi się to udało. Złowiłem 26 karpi o łącznej wadze 235kg, dodatkowo 4 jesiotry i 2 ponad kilowe leszcze. Średnia co prawda nie powala na kolana ale czy zawsze chodzi o te największe? Wiadomo, każdy z nas chce je łowić ale najważniejsze, że biorą i oto w tym wszystklim chodzi? Dla mnie na każdym wyjeździe zawsze celem jest połowić, doświadczyć czegoś nowego i cieszyć się tym, że mam okazję obcować z naturą, uciec od tego „zwariowanego” świata i to uważam powinien być cel nadrzędny.

Miejsca, które wytypowałem na położenie zestawów to półki na spadzie na głębokości od 4 do 5m. Jezioro dla tych, którzy nie mieli tam okazji wędkować, wygląda jak duża zalana głęboka dziura z jedną dużą wyspą z dostępem do niej ze stanowisk 0, 1, 2. Dookoła jeziora praktycznie kilka, kilkanaście metrów od brzegu z małymi oczywiście wyjątkami, głębokość schodzi, miejscami „leci” nawet do 10 metrów. Uważam, że mimo, iż jest to czerwiec, to na tak głębokich jeziorach przy takiej aurze jaką w tym roku zastałem, to w wodzie jest dopiero późna wiosna i szukanie ryb głębiej niż 6m raczej mija się z celem, choć jak zawsze będą występować wyjątki. Tak więc echo w rękę i zaczynam mozolną ale jakże dla mnie ważną czynność namierzenia moich miejscówek. Pamiętajmy, że jak do tego podejdziemy, to takie później będziemy mieli efekty. Na to, nigdy nie powinno wam brakować czasu. Karpie mają swoje ulubione miejsca czy ścieżki. Uważam, że jest to pierwszy podstawowy klucz do sukcesu. W źle wytypowanym miejscu nie pomogą Wam żadne magiczne przynęty. Ktoś kiedyś powiedział, że do złowienia karpia potrzebny jest karp i to jest święta prawda!

Jak już większość wie, czytając moje wpisy na blogu, korzystam z echa toslon zamontowanej do modelu. Jest to dla mnie wystarczające narzędzie by znaleźć coś ciekawego pod wodą. Jeżeli zestawy kładę blisko brzegu a tak na większości stanowisk trzeba tam czynić, unikam jak ognia pływania pontonem, chyba, że mam do czynienia ze szczególną sytuacją np. dużą ilością zielska lub w pierwszej fazie typowania miejscówek, kiedy trzeba dobrze opukać dno czy spojrzeć na wszystko kamerą. Wtenczas ponton faktycznie jest niezbędny! W końcu po to jest. Unikam, również wszelakiego typu markerów stawianych w wodzie. Przekonałem się już nie jednokrotnie, że są one dla mnie kompletnie zbędne i co do zasady uważam, że ryby się ich boją/unikają – tak wynika z mojego doświadczenia. W mojej ocenie, jeżeli postawimy coś na ścieżce ryb, coś co nigdy tam nie stało, to musimy być świadomi, że zanim ryby się do niego przyzwyczają, jeżeli to oczywiście nastąpi, to będziemy musieli się już zwijać. U mnie ten system działa, więc nie zamierzam go zmieniać!

Jeżeli jednak z różnych przyczyn, jestem zmuszony postawić marker, to stawiam marker tylko tyczkowy i to minimum 15-20m od wytypowanego miejsca ale tylko po to by wyznaczyć kierunek. Na pewno nie wszyscy się ze mną zgodzą, bo spotykam się z różnymi opiniami na ten temat, ale uważam, że marker płoszy ryby, może nie koniecznie te mniejsze ale większe na pewno. Wyjątkiem będzie zapewne marker ze spławika na żyłce 0,10-0,12, który nawet po wejściu w niego ryby szybko się zerwie nie tracąc przy tym wyczekiwanego karpia. Należy tylko pamiętać, że zaznaczone tym sposobem miejsce po wejściu karpia szybko zniknie z naszej mapy. Często widzę również używanie markerów typu „H”, czego całkowicie nie mogę zrozumieć. Pamiętajmy, że duża ryba + gruby sznurek z zakotwiczonym ciężarkiem, najczęściej skutkuje spinką. Czy warto, ich używać? Myślę, że nie!

   Tradycyjnie nęcę nie wiele. Tak już mam, że na zestaw nie sypię kilogramów zanęty. Duża garść wszystkiego to mój standard. Mimo, że ryba na Krążnie przyzwyczajona jest do kukurydzy w ogóle jej nie sypie. Skupiam się raczej na zanęcie z kulek z niewielką ilością peletu. Tylko po to, by zanęta zaczęła pracować już w pierwszych minutach położenia zestawu, a na tyle krótko by nie ściągnąć niechcianych leszczy. A leszczy i to tych dużych na pewno tam nie brakuje. Sypię tak mało, bo zawsze staram się kłaść zestaw tam gdzie karpie już są a nie tam, gdzie ich nie ma. Mało ale treściwie i to najczęściej jeszcze w pva. Taką mam zasadę. Kulki zawsze świeże i najwyższej jakości – o tym nigdy nie zapominam.

   Na Krążnie podobnie jak na większości zbiornikach duże znaczenie ma wiatr. Jak wiatr miałem w twarz to brań miałem sporo, jak tylko zmieniał kierunek a codziennie wiało inaczej, to po kilku godzinach brania całkowicie ustawały. Przyznam, że momentami było to mocno flustrujące. Nęcisz, ściągasz do siebie ryby a tu nagle po zmianie wiatru wszystko ustaje. Ryba odpływa i obojętnie co wrzucisz do wody nic nie pomaga. Tak to już jest w przyrodzie, że wszystko żyje według ściśle określonych zasad. My możemy się do nich, tylko próbować dostosować.

   Na tej zasiadce brania miałem głównie w ciągu dnia. Noce w znacznej większości przespałem a brania najczęściej miałem rano w godzinach 6.00-9.30 oraz popołudniu mniej więcej między 15.00 a 21.00, więc sytuacja będąc z rodziną bardzo komfortowa a jak gryzły to bywały i takie momenty…

Łowisko ma swój, nie powtarzalny klimat. Do tego pływa tam wiele pięknych ryb. Może i te największe karpie tym razem nie brały ale w końcu czerwiec to okres w którym mają swoje amory. Wracam tam w sierpniu, więc będę miał jeszcze jedną okazję w tym roku zmierzyć się z największymi mieszkańcami tej pieknej kaszubskiej wody. Życzę wszystkim odwiedzającym i tym, którzy zamierzają odwiedzić ten zbiornik samych sukcesów nad tym zbiornikiem.

Powodzenia i do zobaczenia nad wodą!