Szachty – otwarcie sezonu!
Sezon najczęściej zaczynam w marcu, a kończę w listopadzie. Cztery miesiące siedzenia i czekania, to zbyt długo jak na mnie. Z drugiej jednak strony taka przerwa zawsze powoduję u mnie swego rodzaju głód, głód wędkowania, który zawsze bardzo mnie mobilizuję. Jest to również czas na przemyślenia, wyciąganie wniosków, czy planowanie strategii na nadchodzący rok. Mam wrażenie, że mimo, iż chciałbym łowić przez okrągły rok, zimowa przerwa wychodzi mi na dobre.
W końcu jestem. Długo wyczekiwana zasiadka stała się faktem. Łowisko Szachty. Stanowisko nr. 17/18. Tym razem stanowisko na którym nigdy wcześniej nie łowiłem. Pierwsze sondowanie i typuje 3 miejscówki 2,5m, 3,5m i 5,2m. Stanowisko przyznam szczerze dość ciekawe. Mam dostęp do płytkiej i głębokiej wody, sporo niewielkich górek, przy których dno jest bardzo urozmaicone. Znajdziemy również troszkę „zielska”, ale spokojnie o tej porze roku nie jest to jeszcze mocno uciążliwe. Jest to też fajne miejsce logistycznie. Duży spokój i cisza z widokiem na całe łowisko.
Zanęta uszykowana, wybieram przynętę i w końcu kładę zestawy w wytypowane miejscówki. Rozpoczęła się pierwsza doba! Siedzę i czekam. Pierwsze branie „dostaje” dopiero po 24h.
Choć spławów na naszych stanowiskach widzieliśmy sporo, choć ryb na echo było widać dużo, na pierwszego karpia w 2018 roku łowisko długo kazało mi czekać. Jak już się doczekałem to worek rozwiązał się na dobre. Po kilku godzinach doczekuję się kolejnej rolady i kolejny wiosenny karp ląduje przed moim aparatem.
Kiedy dotarliśmy nad wodę, wiał mocny wschodni wiatr. I tak było przez całą pierwszą dobę. W kolejnej dobie zmieniło się to o 180 stopni i wiatr zaczął wiać z zachodu. Mimo, że ryby nie chciały zbierać kulek, byłem przekonany, że zmiana warunków, może nam tylko pomóc i nie myliłem się. Rano na stanowisku mogliśmy podziwiać efekt pracowitej drugiej nocy.
Wśród jednej ze zdobyczy z nocy trafia się piękna rybka. Jak na początek sezonu, poprzeczka poszła dość wysoko. Karp ważył 18,8kg
Po drugiej nocy, mój trzeci kij zmienia miejscówkę. Nie mam na niego nawet pika więc, postanawiam go położyć w inne miejsce. Znalazłem mały dołek 3,2m, na blacie 2,8 i od rana do południa doczekuje się z tego miejsca kolejnych 3 brań. Przysłowiowy strzał w „10”-tkę.
Pozostałe kije również pracują. Druga doba tak w ogóle była magiczna. W sumie noc i przedpołudnie przynosi nam łącznie 8 brań, oj było co robić!
W trzeciej ostatniej dobie wieczór i noc mija nam spokojnie. Prócz dwóch nocnych pikach, które otwierają mi oczy, nic więcej nie przerywa nam snu. Budzimy się o 5.40 o której następuję przełom i do 9.45, zaliczamy 6 kolejnych brań, istne szaleństwo.
Branie za braniem, ryba na macie, druga w podbieraku, a tu kolejne branie. Przez te parę godzin, ciągle się coś działo, ale w końcu po to tam pojechałem, odpoczynek od codzienności to jedno, ale wynik to drugie. Nie lubię zjeżdżać na „zero”, więc zawsze robię co mogę, by mówiąc kolokwialnie nałowić się.
Wypracowuje 11 brań w tym jednego spinam. Tak czasami się zdarza.
Sezon uważam, za w pełni otwarty!