Krążno – Złoty strzał!

 

 

 

 

Krążno. Mimo, że cieszy mnie każda złowiona ryba, nie zaprzeczę, że chciałbym łowić same te duże. Kto by nie chciał prawda? Jak wiemy jest to mało realne, więc łowię to co uda mi się skusić do brania i czerpie przyjemność z każdego holu. Właśnie w tym celu odwiedzam co roku to miejsce, licząc, że uda mi się przechytrzyć jednego z większych mieszkańców mojej baśniowej krainy. Termin zaplanowany, długie oczekiwanie i w końcu jestem.

Po przybyciu długo stoję nad brzegiem akwenu i głęboko oddycham tym kaszubskim powietrzem. Mam wręcz ochotę zachłysnąć się nim i cieszyć się z każdej spędzonej minuty w tym jakże dla mnie magicznym miejscu.

 

Gotowy do startu… Wędkowanie zaczynam w niedzielę w południe. Szykuje cały majdan i w końcu o 15.30 ostatni zestaw ląduje w wodzie. Wszystko jak założyłem tak zrobiłem. Wychodzę z założenia, że czy wyjazd będzie udany, czy też nie w głównej mierze zależy od „chłodnych” analiz w domu. Oczywiście reakcja na różne sytuację na miejscu to kluczowe działania w osiągnięcia sukcesu, ale w głowie zawsze wszystko wcześniej mam poukładane. Taki już jestem. Z każdego wyjazdu zawsze spisuje cenne uwagi, spostrzeżenia, które procentują na przyszłość. Szczerze polecam!

Łowię konia! Jakie było moje zaskoczenie jak po 1,5h od wywózki usłyszałem melodię mojej centralki. Lokomotywa z całym impetem parła na przód! Podnoszę kij i czuje ogromny ciężar. Gdyby nie delikatne ruchy na końcu zestawu, byłbym przekonany, że podnoszę z dna kotwice. Sam hol nie trwał długo. Karpiszon praktycznie po 2 minutach od brania był w podbieraku. Jak wypłynął na powierzchnię, tuż przy moim podbieraku, już wiedziałem, że cel, który sobie założyłem na tym wyjeździe został osiągnięty. Został? Przecież jeszcze nie był w podbieraku. Tak to jest, że widząc takiego „klamota”, już dzielimy skórę na niedźwiedziu, a ryba jeszcze pływa w wodzie…A jak wiemy w każdej chwili mogło być różnie. W końcu rybę podbieram, patrzę i nie wierze. Chciało by się mocno wykrzyczeć chwilo trwaj! Pierwsze branie, takie szybkie i od razu taki koń! To jest mój ”złoty strzał”!

Pierwsze zmiany. Tego dnia więcej brań już nie miałem. Nasycony niesamowitymi emocjami poszedłem spać. Poniedziałek rozpoczął się obiecująco. Kilka brań z rana i popołudniu dobrze wróżyły na kolejny okres zasiadki. Zestawy przy pierwszym sondowaniu położyłem na 4,2 ; 5,5 i 6,5m. Trzy pierwsze brania miałem z głębokości 5,5m, więc pozostałe zestawy również poleciały na tą głębokość. Co do zmiany głębokości – nie myliłem się. Od tego czasu brania miałem regularnie na wszystkich wędkach.

 

Łowię dalej. Radości z połowu z poprzedniego dnia nie było widać końca. Bo jak tu się nie cieszyć? Takie ryby nie zdarzają się często, więc tym bardziej byłem w siódmym niebie. Często słyszę w rozmowach z kolegami po kiju, że nad naszymi rodzimymi wodami nie ma dużych ryb i żeby je złowić trzeba jeździć zagranice. Na boga jest to nieprawda!!! W Polsce jest mnóstwo takich perełek, jak moja kaszubska kraina. Oczywiście wymaga to wytrwałości i cierpliwości, poznania zbiornika, zwyczajów ryb, ale nie zniechęcajcie się, prędzej czy później i Wasz zestaw odwiedzi piękny karp.

Nadchodzą zmiany. Dni mojej zasiadki mijały, a ja cały czas łowiłem. W czwartek wieczorem wszystko zaczęło się uspakajać. Czyżby ryby wyczuwały zbliżający się weekend? Duże ilości zanęty, hałas. Widywałem już takie zdarzenia na wodach z dużą presją. Tak jakby ryby wyczuwały zbliżające zagrożenie. Ciekawe co? Myślę, że warto nad tym tematem głębiej się pochylić.

Zig rig. W czwartek widząc co się dzieje, szybko reaguję. Jeden zestaw zmontowałem na Zig riga. Na Krąźnie warto o tym pamiętać. Po 3 dobach intensywnych brań z dna, nastała cisza. Rybki przestały pobierać, a zaczęły dla odmiany intensywnie na środku zbiornika się spławiać. Postanowiłem więc, spróbować swoich sił z tą metodą. Po pierwszej nieudanej próbie, udało mi się wypracować dwie piękne ryby z których niesamowicie się ucieszyłem.

 

Podsumowanie. W piątek i sobotę nastała już cisza, tak więc zacząłem powoli się pakować i podsumowywać tą, jakże udaną przygodę. W niespełna 6 dób udało mi się wypracować 20 karpi o łącznej wadze 217,4kg. Dwa karpie blisko brzegu niestety spiąłem. Już prawie, a jak daleko. Największy wyciągnięty ważył 23,7, a najmniejszy 5kg.

Kolejny udany wyjazd…