Kto siedzi w domu ten nie łowi…

 

 

Mija 2018. Ledwie się rozpoczął, a już dobiegł końca. Czas nieubłagalnie przemija. Gdybym miał ten miniony okres streścić w jednym zdaniu napisałbym tak. Kto siedzi w domu ten nie łowi…

Zimą, każdy z nas, planuje zasiadki, wymyśla strategię, ustala taktykę, szuka różnych rozwiązań by przechytrzyć, najstarszych mieszkańców naszych wód. Ja również tak czynię i powiem Wam, że w mijającym sezonie dużo udało mi się z moich planów zrealizować.

 

Lubię planować! Nie lubię niespodzianek. Każdy wyjazd mam zaplanowany do ostatniego szczegółu. Wychodzę z założenia, czy wyjazd będzie udany, czy też nie w znacznym stopniu zależy od przygotowania w domu. Jestem przekonany, że tak jest! Już nie raz się o tym przekonałem. Chłodna analiza i strategia, którą nakreślam w domu, a później skrupulatnie realizuję daje mi bardzo dobre rezultaty. Do tego nie mam żadnych wątpliwości. Oczywiście mowa tu o akwenach, na których już byłem, które choć trochę znam i wiem, czego mogę się po nich spodziewać. Do zbiorników na których jestem pierwszy raz, oczywiście podchodzę zupełnie inaczej. To chyba oczywiste. Jest to dla mnie bardzo ważny element, którego nigdy nie lekceważę. Zawsze staram się robić to najlepiej jak potrafię i poświęcam temu wiele czasu. Jestem przekonany, że przynosi to same wymierne korzyści.

Nic nowego tu nie wniosę jak powiem, że tegoroczną przygodę z karpiami rozpocząłem na Poznańskich Szachtach. Co roku od 3 lat, tak robię. Do wody mam rzut beretem, a w okresie marzec/kwiecień, wyjazdy na ten zbiornik mocno przypadły mi do gustu. Pierwszego karpia obecnego sezonu dostałem dopiero po 24h. Początek nie był wymarzony, ale cierpliwość i konsekwencja najczęściej popłaca. Później było już tylko lepiej. Na tym wyjeździe otwierającym oficjalnie sezon, poprzeczkę zawiesiłem wysoko. W drugiej dobie udało mi się przechytrzyć prawie 19kg karpia. Do tego wypracowałem i wyciągnąłem 9, innych pięknych karpi. Można powiedzieć otwarcie z przytupem!

W krótce, po niespełna 2 tygodniach, ponownie zameldowałem się na Szachtach. Kolejne stanowisko, totalnie inne niż poprzednie. Lubię poznawać danym akwen. Intrygują mnie przyzwyczajenia oraz kaprysy ryb. Ciekawią, mnie różne zachowania w różnych miejscach na danym zbiorniku. Cały czas staram się uczyć i poznawać wybrane stanowisko. Zauważyłem, że niektóre miejscówki czasami się zmieniają. Ciekaw zawsze jestem, wskutek czego tak wynika. Może odpowiedzialny jest za to wiatr, może temperatura wody, czy naturalny pokarm, który w danym miejscu nagle się pojawił. Wiem jedno, nic nie dzieję się z przypadku! Podczas zasiadek, jednym kijem zawsze staram się „macać” nowe miejscówki. Tym samym nie stoję w miejscu, tylko poznaje nowe atrakcyjne miejsca położenia zestawu. Przy takim myśleniu, zawsze coś się dzieje. Zapewniam, że tak jest, co z resztą widać po wynikach. Na macie melduję się kolejnych 10 karpi. Kolejny świetny wyjazd!

Pod koniec maja odwiedziłem łowisko Pstrążna. Raz w roku lubię tam jechać. Nie trafiliśmy co prawda w pogodę, ale każdy z nas wyciągnął po kilka karpi i amurów. Od kiedy tam jeżdżę, nigdy nie widziałem tam, tak mało wody. W najgłębszym miejscu mieliśmy 80cm. Cudów nie można było się spodziewać, ale ostatni jestem do narzekania. Amury nie boją się płycizn, a adrenaliny dają mnóstwo, więc poszedłem trochę w tym kierunku i udało się. Te ryby dają takiego powera, że zawsze mam ochotę nastawiać się na nie.

Kolejnym przystankiem na mojej mapie było Krążno. Moja ostoja! Perla, do której tak z utęsknieniem wracam. Dla mnie magiczne miejsce, które ma swój niepowtarzalny klimat. Uwielbiam wieczorami w pełnej ciszy wsłuchiwać się w odgłosy lasu, w spławy, których akurat tam zawsze jest mnóstwo. Woda jakby stworzona pod moje potrzeby. Czysto wędkarsko nie jest łatwa, ale naprawdę warto poświecić jej trochę czasu, na rozpracowanie, nawet jeśli miałoby to potrwać dobry rok jak było w moim przypadku, by później czerpać z tego tyle przyjemności, zadowolenia i wędkarskiego szczęścia!

Lepiej nie mogłem zacząć tej zasiadki! Pierwsza ryba i od razu taki koń! Było to pierwsze branie po 1,5h po wywiezieniu ostatniego zestawu.

Na tym wyjeździe udało mi się również przechytrzyć wiele innych pięknych ryb. To był też wyjazd, na którym postanowiłem zgłębić swoją wiedzę o zig rigu. Próbowałem tego nie raz, ale zawsze z mizernymi wynikami. Może dlatego, że zawsze szybko traciłem cierpliwość i entuzjazm. Nie byłem przekonany, że to co robię, robię dobrze. Tutaj postanowiłem, że się nie poddam. I udało się! Przełamałem w sobie wszystkie wątpliwości. Uważam, że jest to mocno nie doceniana metoda przez wielu karpiarzy. To prawda, że wymaga czegoś więcej od tradycyjnego wędkowania, ale daje równie dobre wyniki, a momentami nawet lepsze. Wystarczy złowić pierwszą rybę i machina rusza… Przekonałem się do niej w 100% i zapewne bez żadnej wątpliwości będę to kontynuował.

Pod koniec czerwca uczestniczyłem w zaplanowanej II turze naszych zawodach teamowych. Zbiornik jak dla mnie całkowicie obcy. Pierwszy raz miałem okazje tam łowić i od razu z pełnym sukcesem. Od samego początku udało się dobrze wytypować miejscówki. Z doborem przynęty również nie było, większego problemu . Ryby gryzły od samego początku. Tylko się cieszyć! Złowiliśmy 3 największe ryby, ale tez ilościowo byliśmy najlepsi. Pełen sukces! Nigdy nie ukrywałem, że zwycięstwo przynosi mi wiele radości i satysfakcji. Ale jak się tu nie cieszyć…Startujesz, rywalizujesz i wygrywasz. Pełna euforia!!!

Lato, dla większości z nas, to czas urlopu. Dla mnie również. Każdy z nas ma swoją ulubiona wodę. Dla mnie jest to Krążno! W sumie wakacyjny pobyt zaplanowałem na 12 dni. Po 6 dni na innym stanowisku. Na pierwszy rzut, usiadłem na stanowisko nr. 8. Ciekawe, bardzo spokojne z głęboka wodą, stanowisko. Miejsce, które bardzo szybko pozwoliło mi cieszyć się z pięknych dużych ryb!

Już w drugą dobę późnym popołudniem wyciągam pierwszego starego mieszkańca tej wody, karpia 22kg. Takie zdobycze napawają mnie ogromną radością, dają mi pewność, że to co robię, robię dobrze!

Na drugi tydzień, pobyt zaplanowałem na stanowisku nr. 5. Miejsce, trudne technicznie, ale i z niego można wydłubać coś fajnego. Nie lubię zmieniać założonej taktyki, choć nie twierdze ze takie sytuacje całkowicie mnie omijają. Siadam, wiem czego chce i konsekwentnie realizuje założony wcześniej plan.

Jak z każdego stanowiska próbuje również metody zig riga. Od pierwszego dnia mam brania. Mam brania głównie średnich ryb, łowię nawet suma, ale też udaje mi się przechytrzyć kolejną dużą rybę z tej jakże dla mnie pięknej wody.

Decyzja o zaplanowaniu mojego urlopu na Krążnie była jak najbardziej decyzją słuszną! Każdy powinien spędzać urlop tak jak lubi. Wypoczęty, szczęśliwy i przede wszystkim spełniony wróciłem do domu i już nie mogłem doczekać się ponownie przygody z tą wodą. Kolejny wyjazd miałem zaplanowany dopiero w październiku. Trochę niestety musiałem poczekać, ale warto było, co przeczytacie w poniższych wpisach. W tej wakacyjnej przygodzie miałem jeszcze sporo szczęśliwych chwil. Złowiłem jeszcze między innymi karpia, bardzo krótkiego, ale z niesamowitym brzuchem, wyglądał, jakby połknął piłkę, nazwałem go pasibrzuchemJ

Przemierzając polskie lowiska, w sierpniu na zaproszenie kolegi zakotwiczyłem  na małym kameralnym zbiorniku koło Wrocławia. Dwu hektarowa woda. Spędziliśmy tam stosunkowo mało czasu, by zbiornik dobrze poznać, ale i tak złowiliśmy kilkanaście karpi. Ryby nie były imponujących rozmiarów, ale jak wchodziły w zanętę to brania były na kilku kijach jednocześnie. Oj działo się, działo!

Kiedy wspominam swoje pierwsze karpiowe początki myślami zawsze jestem z Poznańską Dębiną. Zawsze lubiłem ten miejski staw pośrodku dębowego parku. We wrześniu odbyły się tam nasze II zawody teamowe. Woda stosunkowo niewielka, dobrze przez mnie poznana. Praktycznie na każdym stanowisku, siedziałem już po kilka razy, więc wodę w miarę dobrze już poznałem. Nie ukrywam, że duże znaczenie zawsze miało losowanie. I tym razem nie było inaczej. Każdy chciał wyciągnąć, to co dla niego najlepsze. Nam się udało! Wylosowałem stanowisko, na którym łowiłem już nie raz, ale nigdy nie wylosowałem go na zawodach. Był to naprawdę dobry los! Ilością złowionych ryb znokautowaliśmy naszych rywali. Wagowo (3 największe), również mieliśmy największe. Jak na ten zbiornik wynik jaki osiągnęliśmy był w mojej ocenie bardzo dobry, ale uwaga, wygraliśmy tylko o 100g!!! Jak widać nigdy niczego do samego końca nie można być pewnym. I to w zawodach zawsze najbardziej jest emocjonujące.

Jesień dla mnie, to jeden z piękniejszych okresów, w którym planuje zasiadki. Piękny, ale uważam, że jednym z najtrudniejszych. Przynajmniej na wodzie na której zamierzałem tą jesień spędzić. Moja Perła z którą przy każdym wyjeździe zawsze wiąże duże nadzieje. Już pewnie wiecie, domyślacie się?… Wróciłem nad Krążno. Zbiornik głęboki, czasami bywa „bardzo ciężki”. Szczególnie jesienią nie jest tam łatwo, ale właśnie takie wyzwania, przynoszą mi najwięcej frajdy! Emocji! A w końcu satysfakcji! Złowiłem 3 karpie. Silne, waleczne, bardzo przyzwoite ryby.

Jak wyjeżdżałem, to już wiedziałem, że wkrótce tam wrócę. Jak się później okazało wyciągnąć moje kolejne piękne duże ryby z tego akwenu. Co za niesamowity kolejny rok!

Listopad, kolejne moje tegoroczne wyzwanie i kolejny raz jestem na Krążnie! Sezon właśnie tam postanowiłem go zamknąć. Nie bez przyczyny. Woda ta skrywa swoje tajemnicę. Liczyłem na emocjonujące hole, piękne ryby i się nie pomyliłem. Decydując się na te dwa ostatnie wyjazdy, wiedziałem, że nie będzie lekko. Zdawałem sobie sprawę z tego wyzwania, ale czy miałem jakieś wątpliwości? Zdecydowanie NIE!

Jesienią pierwszy raz miałem okazję tam łowić, ale od razu wiedziałem, że liczyć się będzie wiedza i doświadczenie zdobyte na tym akwenie. Pojedyncze brania, których doczekałem się, były owocem mozolnej, skrupulatnej pracy. Wszystko w każdym razie zaowocowało i sezon zamknąłem w wyśmienitym nastroju, dwoma 19-stkami!!!

Minął kolejny sezon ciężkiej pracy, ale tez rok dużej frajdy, zadowolenia, czy ogromnej satysfakcji z tego co robię. Nic mi tak nie daje „kopa”, jak udana zasiadka. Tak to się dzieje, że przepracowany okres, zawsze prędzej czy później owocuje. Przy nie powodzeniach nie wolno się zrażać. Oczywiście takie sytuację były, są i będą. Każdego z nas to dopada! Najważniejsze by w takich sytuacjach złapać drugi, głębszy oddech i walczyć dalej.

By osiągać dobre wyniki należy stawiać sobie co raz wyższe cele. A później, próbować je realizować. Siedzenie i czekanie najczęściej kończy się fiaskiem. Na rybach należy myśleć 24h. Warto obserwować wodę i analizować każdy szczegół. Wierzcie mi, to najczęściej przynosi mi sukcesy! Nie ma złotej kulki! Nie wierzcie w to! Choć jakość, z czego bolie są ukulane zawsze miały znaczenie. To akurat jest prawda.

Nad wodą, nie jest również tak, że jak ryba nie bierze, to nie żeruje. Ryba pokarm pobiera nawet zimą. Oczywiście zdarza się sytuację, że ryby w ogóle nie przebywają na naszym stanowisku, wtenczas nie wiele możemy zdziałać, ale najczęściej to my popełniamy błędy i nie potrafimy ich  skorygować. Wiem, ze łatwo jest mówić, a trudniej zrobić, ale mówię o tym na bazie własnego doświadczenia. Przez te wszystkie moje lata z karpiami, nie raz zaznałem smaku porażki i wiem, że nie zrobiłem wtenczas wszystkiego, by temu zapobiec. U mnie zmiany przyszły z czasem. Poznanie zwyczajów samego akwenu ma tutaj ogromne znaczenie. Każda woda jest inna. Nie da się ich z katalogować w jeden worek. Na każdej wodzie ryby zachowują się inaczej. Do tego nie mam żadnej wątpliwości. Ryby maja swoje ścieżki i upodobania. Naszym zadaniem jest ich poznanie i odnalezienie się w tym wszystkim. Starajmy się zawsze myśleć jak ryba, a to pozwoli nam złapać z nią kontakt!

Życzę Wam w kolejnym sezonie samych udanych dobrze przepracowanych zasiadek, a w konsekwencji samych pięknych ryb!

Pamiętajcie, marzenia mamy wszyscy i nikt nam ich nie odbierze!

Powodzenia!