Szachty – Mniej oznacza więcej
Patrząc na pogodę nie byłem szczęśliwy, ale jak wszyscy wiemy na pogodę nie mamy wpływu. Zimny polarny front. 5-6 stopni w dzień, w nocy odczuwalna -5. Nigdy nie wiemy z czym przyjdzie nam się zmierzyć, ale zawsze powinniśmy myśleć pozytywnie. Warunki na zewnątrz to jedno, a warunki pod wodą to drugie. Dwa różne światy, to prawda, ale nie zawsze musi być tak samo. Jak wynika z poniższej zasiadki, zimno u góry nie przeszkadzało w żerowaniu ryb na dole, ale…No właśnie zawsze jest jakieś ale.
Stanowisko zarezerwowane, wiec wsiadam w auto i ruszam nad wodę. Stanowisko nr.18. Co to za miejsce?. Przy brzegu przed sobą mamy spadek do 3-3,2m, następnie w okolicy 40m następuję wypłycenie na 2,2, które następnie delikatnie, ale ponownie opada do 3,5m. Taki szczyt pomiędzy dwoma zagłębieniami. Mocno z prawej strony stanowiska dosięgniemy rowu 5m. W sumie mamy płytką, jak i głęboką wodę. Jest gdzie postawić zestaw, natomiast fizycznie na 3 wędki jak dla mnie jest trochę ciasno. Nie lubię lasu żyłek biegnących koło siebie. Zdecydowanie wolę większą przestrzeń.
Przez pierwsze 2 doby usilnie szukałem brań na płytkiej wodzie (2,2-2,5m), bez skutku. Jest to najpłytsza cześć zbiornika na tym stanowisku. Chyba chciałem sobie coś udowodnić. Niestety niska temperatura wody zrobiła swoje. Dlatego w ostatnia dobę wszystkie kije „szperały” już najgłębsza cześć mojego stanowiska. Mimo, że przyroda w wodzie dopiero co budzi się po zimie, to na dnie mamy spore pozostałości zielska, które potrafią uprzykrzyć życie. Zestaw należało bardzo delikatnie położyć na dnie, bez żadnych naprężeń. Znalazłem również kawałki czystych żwirowych placy, ale nie zauważyłem różnicy w braniach co do tych dwóch tak różnych miejsc.
Woda w pierwszy dzień zasiadki po bardzo ciepłym ostatnim tygodniu miała 11 stopni. W niedziele, kiedy zjeżdżaliśmy miała już tylko 8. Sprzyjał nam tylko wiatr. Wiatr co prawda zimny północny, ale wiatr który przez cały ten okres wiał nam centralnie w nasz brzeg. Mimo przenikliwego zimna, wiatr zawsze ma znaczenie i warto na niego zwracać uwagę. Proszę mi wierzyć. Pomaga!
Przy takiej aurze, moja decyzja co do sposobu nęcenia, mogła być tylko jedna. Worek PVA! W woreczku pokruszone kulki oraz drobny pelet kilku milimetrowy. Do łódki luzem sypałem około 6-8 małych kuleczek i kilka dosłownie sztuk większego peletu. Nie wyobrażałem sobie w takich warunkach sypania na grubo, co niestety widziałem u innych. Zauważyłem również, iż pod koniec zasiadki, im mniej zanęty podawaliśmy na zestaw, tym częściej były brania, a na zestawach gdzie przez kilka dni podawaliśmy regularnie zanętę, nawet w woreczkach, brania całkowicie zanikły. Wnioski nasuwały się jedne. Mniej oznacza więcej!
Większość brań to brania do brzegu. Kilka z nich to delikatne pociągnięcia i przytrzymania. Hanger przyklejał się do sygnałka i stał w miejscu. Oczywiście należało wtenczas od razu reagować. Zdarzyło się również jednak kilka wyjątków. Piękne „role”, co po zimie było miodem na sercu dla moich uszu. Chyba wszyscy po zimie jesteśmy spragnieni tej melodii.
Na koniec krótkie podsumowanie.
W pierwszy dzień pierwsze branie wypracowałem o 19.15. Po spokojnej nocy, kolejne dni to brania głównie w dzień. Wyjątkiem była noc z piątku na sobotę, gdzie od 23 do 8.00 mieliśmy 4 worki w wodzie. Nocki nie przespaliśmy. Ale czy ktoś narzekał? Oczywiście, że nie! W sumie z kolega z teamu złowiliśmy 14 karpi o łącznej masie 177,8kg Jednego karpia urwaliśmy- niestety fluocarbon został przetarty. Przyczyna? To jedno z tych twardych żwirowatych miejsc, wyściełanych muszlami i raczicznicą. Trzy karpie złowiliśmy poniżej dychy, a największy z wszystkich miał 18kg. Do zobaczenia nad wodą.