W pogoni za marzeniami…
Kiedy po zakończeniu sezonu 2018 usiadłem do kalendarza nie miałem żadnej wątpliwości, że w 2019 prym w moich wyjazdach będzie wiodło Krążno. Po ostatnich kilku sezonach intensywnych podróży po Polsce, chciałem jak by to dziwnie nie zabrzmiało, trochę odpocząć. Skupić się i popracować na jednej konkretnej wodzie. Celowo wybrałem tą kaszubską wodę. Miedzy innymi dlatego, że nie jest to łatwy zbiornik, więc wiele można się z niego nauczyć. Skupiając się na niej, chciałem lepiej ją poznać. Nauczyć się ją czytać, poskromić jej humory, a w konsekwencji czerpać z niej tyle radości, na ile pozwoli. Jak to ktoś kiedyś powiedział, chciałem po prostu zaprzyjaźnić się z kaszubskim oczkiem. Dzisiaj pisząc to podsumowanie mogę, krótko i jednoznacznie powiedzieć. Udało mi się! To był świetny pomysł i udana realizacja! Plan, który zamierzam dalej kontynuować.
Sezon jednak zacząłem od zasiadki na swoim podwórku. Poznańskie Szachty. Spędziłem tam całą wiosnę. Trzy wyjazdy na przełomie kwiecień-maj. W kwietniu trafiliśmy na zimny północny front z przymrozkami w nocy. Było naprawdę zimno. Jednak co tak mocno nie rozgrzewa, jak brania i hole ryb. Ryby całkiem nieźle gryzły, a adrenalina nie pozwalała nam odczuć negatywnych skutków warunków atmosferycznych. Mimo przenikliwego zimna, padającego deszczu ze śniegiem, razem z kompanem złowiliśmy kilkanaście ryb.
W maju pogoda była już zupełnie inna. Było ciepło, ciśnienie stabilne, sprzyjający wiatr. To był ten czas i to miejsce. Mogę szczerze i otwarcie powiedzieć, była to zasiadka sezonu! Przez 3 doby, miałem nieustannie średnio co 3 godziny branie. Prawdziwe eldorado! Było to też, spore wyzwanie logistyczne. Nie ukrywam, że nie do końca byłem na to przygotowany. Pod koniec drugiej doby brakowało mi już towaru. Nie spodziewałem się, że mój kilkukilogramowy zapas, tak szybko w całości trafi do wody. Byłem zmęczony, niewyspany, ale za to na maksa spełniony! Na macie położyłem 22 ryby o łącznej masie 274kg! A najbardziej ucieszyła mnie, poniższa ryba. Nie była największa, ale za to dla mnie najbardziej wyjątkowa!
Dalszą cześć sezonu, jak już wcześniej wspomniałem spędziłem już tylko na Krążnie. Zbiornik z którym od kilku lat wiąże duże nadzieje. Potencjał zbiornika mocno do mnie przemawia. I to, że jest to wspaniałe miejsce na wspólny wypoczynek z żoną, również nie jest dla mnie bez znaczenia. Lubię ciszę i spokój, z dala od zgiełku. Na Krążnie mam wszystko czego szukam. Na pierwsza sesje wybrałem się w czerwcu. W miłej atmosferze w doborowym towarzystwie, mimo tarła i kaprysów ryb, spędziłem fajny tydzień w którym to udało mi wypracować kilkanaście brań. Pośród wszystkich, wyróżniłbym dwie naprawdę silne i dające kopa do dalszej pracy karpie. Ryby, które utwierdziły mnie w przekonaniu że Krążno to bardzo dobry wybór!
Nastał czas wakacji. Letni wypoczynek w towarzystwie rodziny w połączeniu z karpiowaniem, to na chwile obecną ideał mojego urlopu. Generalnie wyniki nie były rewelacyjne, ale za to, udało mi się złowić kilka różnych gatunków dużych ryb w tym pierwszy raz na Krążnie przechytrzyłem amura. Złowiłem w nocy pięknego suma, który przetestował moje blanki, a wyobraźnią przeniósł mnie w inny świat. Sporo się działo, ale największym zaskoczeniem było złapanie bakcyla przez moją żonkę. Samodzielnie wyciągnęła swojego pierwszego karpia. Trzymam kciuki za następne.
Wrzesień. To czas, kiedy mogłem podsumować pierwsze półrocze tego sezonu i otwarcie sobie powiedzieć. Dużo brań, fajne ryby, kilka rodzynków! Mogłem tylko marzyć, by passa trwała dalej. Doskonale wszyscy wiemy, że po lecie pokarmu naturalnego w każdej wodzie jest sporo i o rybę nie jest już tak łatwo jak wiosną. Ja po prostu robiłem swoje i cierpliwie czekałem. Na tej zasiadce udało mi się złowić jednego z najstarszych i największych mieszkańców tego jeziora. Wypracowałem i skusiłem do brania tego jedynego! Gdzie jak gdzie, ale na Krążnie wiedziałem, że jest to tylko kwestia czasu. W końcu na wadze pojawił się on! Bohater lata, ba, bohater sezonu…
Na tej zasiadce udało mi się wypracować jeszcze wiele innych ryb z których piękny również okazał się karp blisko 19kg. Wróciłem do domu i długo rozpamiętywałem, to co się wydarzyło. Moment brania, holu, ważenia, czy na końcu sesji zdjęciowej. To są niesamowite chwilę w życiu każdego karpiarza. Ten czas w pamięci zostaje na bardzo długo. Nawet teraz, jak o tym piszę, przechodzi mnie jeszcze dreszczczyk szczęścia. Niesamowity czas i duża dawka emocji!
Nadeszła jesień i ponownie pojawiłem się na Kaszubach. Mocno naładowany po wrześniowej zasiadce, szybko rozwinąłem sprzęt, a zestawy praktycznie postawiłem w ciemno. Obstawiłem wszystkie znane mi miejscówki i pozostało już tylko oczekiwanie. Po dwóch godzinach rejestrujemy już pierwsze branie, a po następnych kilku łowię piękną rybę. Karpia, którego rok temu o tej samej porze z tego samego miejsca i na tą samą kulkę ponownie mam przyjemność trzymać do zdjęcia. Co za zbieg okoliczności.
Jak na jedną dobę, udało się wypracować sporo brań. Nie mniej jednak na jednej z wędek nie doczekuje się nawet pika. Postanowiłem dłużej nie czekać, tylko działać. Szybka zmiana decyzji i szukam nowej miejscówki. Pływałem i pływałem, aż w końcu znalazłem nie wielki metrowy dołek. Dziura, jakby pozostałość od żerowania ryb. Byłem przekonany, że nic więcej nie jest w stanie mnie na tym stanowisku zaskoczyć. Wydawało mi się, że znam je dobrze. Jak bardzo się myliłem! Ten podwodny świat jest fascynujący.
Nie przewidywalność! To jest w tym wszystkim najwspanialsze. Każda zasiadka jest inna. Na każdej można nauczyć się czegoś innego. Czegoś nowego, czegoś, co da Ci kolejną porcję doświadczenia i radości! Ale często jest to również lekcja pokory i szukania nowych rozwiązań. Znalazłem nowe miejsce, które po kilku godzinach zaczęło pracować. Od tego momentu brania miałem już regularnie na wszystkie kije. Z tego również miejsca udało mi się przechytrzyć kolejna 20-stkę.
Dużo emocji i przemyśleń, aż w końcu w głowie rodzi się taktyczny plan na listopad. Przede mną ostatni wyjazd sezonu. Powtórzę się zapewne nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. By łowić, należy jeździć. Trzeba poznawać wodę i wyciągać odpowiednie wnioski. Tylko zdobywane doświadczenie na każdej z zasiadek pozwoli nam iść do przodu. To jest wiedza, której nie wyczytamy w internecie. To jest też wiedza, której, jeżeli nie doświadczymy, to nigdy nie zrozumiemy.
Listopad, to moje od lat, oficjalne zakończenie sezonu. To trochę taki czas na spokojniejszą zasiadkę. Na ostatnią refleksję. Taki trochę moment przed zimą, by nacieszyć się jeszcze tym pięknem przyrody. Tym ostatnim wyjazdem, staram się zawsze przypieczętować sezon. Zaspokoić potrzeby na kolejne kilka zimowych miesięcy! Mimo, że przywitała nas zimna listopadowa aura z kilkustopniową temperaturą wody, to ten wyjazd zapowiadał się naprawdę nieźle. Po przybyciu nad wodę, wszędzie było widać, intensywne żerowanie ryb. Widząc to wszystko, po wywiezieniu zestawów, branie „wisiało” już tylko w powietrzu. Nie raz są takie momenty, kiedy czujemy, przeczuwamy, że to jest ten dzień. To był właśnie, taki czas. Przez pierwszą dobę mieliśmy branie za braniem, a ostatnie moje branie tej zasiadki oraz w roku 2019 przeszło do historii. W sobotę udaje mi się wypracować i wyciągnąć kolejną kaszubską 20-stkę, kolejną ale za to jakże piękną. To się nazywa mieć farta!
Kolejny mega udany sezon. Sezon z życiówką w tle. Ryba, która podnosi poprzeczkę i stawia to nowe, kolejne cele! Cieszę się. Zbliża się nowy sezon, a więc nowe przemyślenia i kolejne nowe wyzwania. Pisząc to krótkie portfolio za miniony rok, chciałbym pokazać innym, że na rodzimych wodach można osiągać naprawdę świetne wyniki i dobrze się przy tym bawić! Zima to czas analiz, przemyśleń, wyciągania wniosków, a w konsekwencji budowania taktyki na kolejny sezon. Zima to również czas podsumowań i wspomnień.
Wszystkim tym, którym nie udało się osiągnąć tego co sobie założyliście, życzę wytrwałości i więcej cierpliwości. Tym, którzy zrealizowali założone cele, nowych wyzwań w 2020 roku Pamiętajcie, kto jeździ, ten łowi!
Wszystkich zainteresowanych moimi poczynieniami zapraszam rónież na instagrama karpiowymtropem.
Do zobaczenia nad wodą.